Ile razy zdarzyło Wam się wrzucać do fontanny monetę z nadzieją, że spełni ona wasze marzenia? Wiem, że teraz to już trochę przereklamowane, ale za dzieciaka na pewno prosiliście o drobniaki rodziców zwłaszcza, gdy zauważyliście napis studnia życzeń. Czy tylko ja tak miałem? Ale mniejsza z tym. Co jednak, jeżeli takie niby mało istotne zadanie jak wrzucenie bilonu do wody skierowałoby Was w kierunku lepszej przyszłości? Właśnie o tym przekonuje się dwójka bohaterów filmu, o którym dzisiaj opowiem. Tytuł jego to „Wymarzeni”. Krótko zwięźle i na temat.
Natalie (Katharine McPhee) to właścicielka restauracji żyjąca przeszłością. Nick (Mike Vogel) to młody architekt daleko wyglądający w przyszłość, ale lękający się zmian. Jedyne, co ich łączy to brak zadowolenia ze swojego dotychczasowego życia. Po wrzuceniu monet do tej samej fontanny zaczynają śnić o sobie, a jednocześnie poznają się na tyle dobrze, że rozgrzewa się w nich gorące uczucie. Niestety po otwarciu oczu zostaje tylko pustka w sercu, która za siedem dni może tam zagościć na stałe, bo właśnie tyle czasu mają by sny zmienić w jawę.
Z gry ostrzegam nie jest to komedia romantyczna pokroju „Domu nad jeziorem” czy też „Masz wiadomość”. Jest ona dużo prostsza, momentami naciągana jak struna w gitarze, ale pozwala miło spędzić czas. W końcu w ciągu półtorej godziny obserwujemy dużą zmianę w nastawieniu bohaterów, powiedziałbym nawet, że ewolucję, która jest efektem ubocznym ich wspólnych rozmów i rozważań. To znakomicie pokazuje jak wielki wpływ na nasze życie mają inni ludzie, a dobre słowo może zmienić naprawdę wiele. Nie spodziewajmy się tu jednak żadnych wodotrysków emocjonalnych, chociaż raz czy dwa moje serducho zabiło szybciej.
Gra aktorska jest na przyzwoitym poziomie, mimo że mordeczki, które tam widzę w większości przypadków są mi obce albo pojawiły się w innych tego typu produkcjach. W końcu zawsze w okresie walentynek i świąt głównym zdaniem filmów jest sprawienie nam odrobiny przyjemności pod kocykiem z ciepła herbatką we dwoje, a takich produkcji jest naprawdę ogrom. To się chwali. Ile z moją narzeczona ich obejrzeliśmy to nawet ciężko policzyć. Na pewno palców w obu dłoniach nie wystarczy i to nawet naszej dwójki.
Niema, co tu się rozpisywać. „Wymarzeni” to dobry film, jeżeli w telewizji niema nic ciekawego, a macie dość oglądania po raz enty tego samego filmu z przerywnikami na reklamy w czasie, których zrobicie herbatę, wyprowadzicie psa i przy okazji wybudujecie dom. Co jednak się dziwić skoro leci na Netflixie. Miłe chwile spędzone we dwoje gwarantowane. Dobra zabawa, też będzie. Jeżeli po seansie zastanowicie się chwilę czy nie warto czegoś zmienić w waszym dotychczasowym życiu to też dobrze. Nie wszystkie jednak filmy mają dawać do myślenia. Niektóre maja tylko bawić. Jak jest z tą produkcją? O tym przekonajcie się sami. Dla mnie to takie 3+/5.
17 stycznia 2025
Ukryj widgety
Pokaż widgety
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz