
Tytułowy Kot w Butach zawsze prowadził awanturniczy tryb życia. Zabawa, walki i gra na nerwach swoich przeciwników. Mogłoby się wydawać ze to życie idealne pozbawione jakichkolwiek trosk. Wszystko zmienia się w dniu, gdy uświadamia sobie, że już osiem razy przekroczył granicę między życiem i śmiercią. Czyżby najwyższa pora przejść na emeryturę? Zwłaszcza gdy tajemniczy łowca głów uzbrojony w dwa sierpy zaczyna swoje krwiożercze łowy. Na szczęście jest pewna nadzieja, a dokładniej mapa prowadzącą do skarbu, który może dać wszystko co się tylko wymarzy. Droga nie będzie jednak prosta, będzie trzeba zmierzyć się z własnymi lękami, przeszłością, a nawet wrogami, którzy bez skrupułów zrobią wszystko by tylko pierwsi zdobyć nagrodę.
Muszę przyznać, że miłość do tej produkcji pojawiła się dopiero gdzieś po kwadransie. Po tym czasie uświadomiłem sobie, że to koniec z “nieśmiertelnością” tytułowej postaci. Wiecie o co mi chodzi. Animacje tego typu mają tendencję do idealizowania głównego bohatera, który nie ważne jak wielkim zagrożeniem będzie musiał się zmierzyć zawsze wychodzi obronną ręką. To z czasem irytuje, bo happy end już od początku wydaje się obowiązkowy. Tutaj tego niema. Mamy szansę zobaczyć strach, a nawet trwogę w oczach kota, nie tylko znaną z innych filmów słodycz, która rozbraja wszystkich. To dobrze nastraja zwłaszcza starszego widza, który zaczyna rozumieć z czym bohater musi się zmierzyć.
Tutaj wspomnę o antagoniście. Chyba najlepiej wykreowanym antybohaterze ostatnich lat. Nie chodzi mi tylko o to, że jest wilkiem co samo w sobie stawia go w pozycji łowcy, a nie ofiary to jeszcze jego usposobienie, tajemniczość i dzikość widoczna w każdym ruchu. Do tego ma cel, który chce wypełnić. Z czasem dowiadujemy się, że jest tym rodzajem przeciwnika, przed którym się nie ucieknie. W końcu dwie rzeczy są pewne. Trochę inaczej jest z drugim oprychem, który zwie się Jacek Placek. Głowa dziecka w ciele “goryla” wygląda trochę makabrycznie. Jest bezwzględny, kompletnie brakuje mu empatii, a czasem można powiedzieć, że jakichkolwiek ludzkich odruchów. Spokojnie nie tylko oni staną na drodze naszego ulubionego kotka. Widać jednak ogromny kontrast i przepaść między nimi wszystkimi.
Sam film też wygląda cudownie nie tylko fabularnie, ale również wizualnie. Animacje są na bardzo wysokim poziomie. Twórcy w przepiękny sposób przeskakują między kolejnymi kadrami. Szybkie zbliżenia i zmiana kierunku kamery działają tu dużo lepiej niż w niejednym filmie, z którym się do tej pory spotkałem. Sama historia też została cudownie skonstruowana. Mamy tutaj wzloty i upadki głównego bohatera, jego starcie z przeszłością nie tylko w postaci pewnych wydarzeń, w których wykazywał się ogromną lekkomyślnością, ale również postaciami które wpłynęły na niego. Wszystko wydaje się tu idealnie do siebie dopasowane i skompletowane, a pojawiające się wątki dostają domknięte. Wiem, że zawsze tak powinno być w każdym filmie, ale nie zawsze twórcom chce się to robić zwłaszcza w przypadku historii pobocznych.
Wspomniałem już o antagonistach, ale prócz tego warto napomknąć co z resztą postaci. W ciągu całego filmu możemy zaobserwować emocjonalną ewolucję prawie każdego. Najlepiej to widać po kocie. Robi on całkowity rebranding swojego nastawienia i priorytetów życiowych. Wiele z tego to zasługa towarzyszącego mu Perrito, który w całym filmie jest chyba najsłodszym, a przy okazji najsmutniejszym towarzyszem podróży Puszka Okruszka. Moment, w którym opowiada swoją historię od narodzin do chwili obecnej spowodował i to bez żadnego wstydu smutek na mojej twarzy, aż się popłakałem. Sami musicie to wysłuchać, zwłaszcza że w jego wykonaniu tej opowieści niema żadnej nienawiści, a jedynie nadzieja. Obawiam się, że w rzeczywistości też to może mieć miejsce niestety.
“Kot w butach: Ostatnie życzenie” nie jest filmem dla dzieci. To bardzo poważna i konkretna historia, w której trup ścieli się dość gęsto. Nawet “krew” się pojawia co nie jest zbyt często spotykane w tego typu produkcjach. Twórcy odeszli od mdłej od słodkości fabuły na rzecz zbliżonej do horroru scenerii mrocznego lasu. Moim zdaniem wiek odpowiedni to minimum 13 lat. Inaczej wtedy spojrzy się na tę opowieść z nadzieją ujrzenia drugiego dna, a nie tylko przygody rodem z filmów spod znaku płaszcza i szpady. Niestety to kolejny jednostrzałowiec. Już kilka razy spotkałem się z dobrym kierunkiem nowych filmów by potem zderzyć się z rzeczywistością i przerostem formy nad treścią. Jestem jednak cierpliwym widzem i zobaczę w którą to wszystko stronę pójdzie. Moja ocena to zasłużone 5/5.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz