Jeżeli zapytałbym co pierwszego przychodzi Wam do głowy myśląc o polskiej kinematografii pewnie większość zaczęłaby wymieniać najbardziej znane produkcje. Bardziej sprzed lat niż aktualne, bo teraz ważna jest promocja. Może być największy kicz, ale musi być o nim głośno. To co, że ma kiepską fabułę, a historia wydaje się pisana na kolanie, a jedyną jej zaletą jest dobra – przepraszam, bardziej znana - obsada. Najlepszy czas antenowy w telewizji wykupiony i ludzie pójdą do kin. Kasa będzie się zgadzać. Na szczęście tendencja ta jest zmienna. W ostatnim czasie coraz więcej dobrych produkcji trafia nie na wielki ekran, a na platformy streamingowe, chociażby na Netflixa. Za granicą potrafią docenić nasz talent. Tak było z “Wielką Wodą” za której wyreżyserowanie odpowiedzialni są Bartłomiej Ignaciuk i Jan Holoubek.
Jest rok 1997 w stronę Wrocławia podąża ogromna fala powodziowa. Władze miasta na czele z ambitnym urzędnikiem Jakubem Marczakiem (Tomasz Schuchardt), postanawiają ściągnąć doświadczoną hydrolożkę, Jaśminę Tremer (Agnieszka Żulewska) by ta pomogła im uratować pełne zabytków miasto. Nie będzie to jednak łatwe zadanie. Decyzje, które będą musieli podjąć trudno zaliczyć do najłatwiejszych, zwłaszcza że będzie trzeba coś poświecić. Po drugiej stronie barykady staje Andrzej Rębacz (Ireneusz Czop) wracający do rodzinnych Kęt i stający na czele buntowników próbujących uchronić swoje ojcowizny. To nie jest walka dobra ze złem to walka o przetrwanie.
Film ten już od dłuższego czasu mnie interesował i kusił, bo niejednokrotnie pojawiał się wśród Netflixowych pozycji wybranych dla mnie i muszę przyznać, że algorytm mają, coraz lepszy, bo już od pierwszych minut filmu byłem oddany mu całkowicie. Jest to produkcja katastroficzna, która sama w sobie ma u nas dość sporą niszę. Nie wiem czy to z braku odwagi czy też możliwości, a może po prostu mamy zbyt spokojny klimat i większe kataklizmy po prostu nas omijają. Powinniśmy się cieszyć, ale widzę tu ogromny potencjał twórców. W skrócie przedstawia on wydarzenia z lipca 1997 roku, kiedy przez Wrocław przeszła Powódź Tysiąclecia. Ta nazwa mówi sama za siebie w końcu na takie miano trzeba zasłużyć, a to że zginęło tylko coś koło 50 osób to szczęście w nieszczęściu.
Porozmawiajmy jednak o filmie, który pod względem technicznym jest majstersztykiem. Prezentuje on idealne połączenie technik komputerowych oraz innych efektów wizualnych przenoszących widza w sam środek piekła. W Ameryce pewnie zrobiliby jeden wielki Green Screen u nas jednak wykorzystano basen, w którym zbudowano makiety kamienic wśród których brodzili bohaterowie. Nawet w prawdziwych budynkach zalewano piętra, dzięki budowaniu zbiorników, które nie obciążały stropów. To dużo daje, oj dużo. Wszystko wygląda tak jakby był to reportaż z tej katastrofy, a nie film fabularny. Możemy też zobaczyć fragmenty archiwalnych nagrań z tamtych czasów, które dodają tylko całości realizmu. Takiej dokładności w oddawaniu tych przykrych wydarzeń dawno nie widziałem i nawet nie chodzi mi tu o świetną charakteryzacje, stroję, a nawet auta z tamtej epoki.
Kolejny wielki plus to obsada. Lepiej nie mogli wybrać. Obserwowanie Agnieszki Żulewskiej, która dosłownie rozpycha się łokciami by zdobyć trochę miejsca dla swojej postaci wśród przesiąkniętych testosteronem “specjalistów” jest wspaniałe. Uwielbiam samą Jaśminę taką pełną sprzeczności. Silną, a zarazem słabą. Pamiętajmy kto tu jeszcze się pojawia. Anna Dymna wcielająca się w jej matkę to dowód, że dla prawdziwej aktorki wiek to nie przeszkoda. Ma ponad 70 lat, aktywnie pojawia się na wielkim ekranie, a jej talentu może pozazdrościć całe młode pokolenie aktorów. Tomasz Schuchardt i Ireneusz Czop też robią świetną robotę chociaż moim zdaniem to Agnieszka skrada całe show.
Powódź z 1997 roku to uniwersalna historia znakomicie pokazująca co od lat najbardziej zawodzi w społeczeństwa. To wieczne starcie specjalistów i władzy na szczeblu państwowym jak i regionalnym. Dla tych drugich zawsze ważniejszy jest wizerunek i tak zwane igrzyska. Widzimy to w regatach, które stają się tu jednym z kamieni milowych tej opowieści. Tak samo jak brak odpowiedniego przygotowania, którego przykładem są mapy sprzed kilkunastu lat, kompletnie bezwartościowe. To pasuje do każdej większej katastrofy. W końcu nawet pandemia ukazała braki w umiejętnej organizacji oraz kompetencjach konkretnych służb. Na szczęście oba te momenty naszej historii łączy jedno. Ludzka solidarność. Wspólne chwytanie za worki, dostarczanie jedzenia potrzebującym oraz wiele innych gestów pokazuje, że nieważne jak jest źle potrafimy się zjednoczyć. Łzy mi poleciały, gdy zobaczyłem małą dziewczynę zbierającą piach do torby oraz Kalosza (Jacek Beler) układającego resztkami sił kolejne worki.
Mogłoby się wydawać, że w tej opowieści mamy trzech bohaterów, tych wymienionych w opisie filmu. Jest ich jednak dużo więcej. Każdy który musiał podejmować trudne decyzje, stawać na czelne nawet najmniejszej grupy by tylko dobrze ukierunkować ich działania jak i również ci którzy samotnie walczyli z żywiołem to ludzie, którzy powinni doczekać się pomnika. Nawet Ci którzy bronili wsi. Nie powinni być postrzegani jako ktoś zły. Każda ze stron postąpiła, jak postąpiła. Czy jednak obrona swoich domów zasługuje na piętnowanie? Wiele rzeczy mogłoby się inaczej potoczyć. Wiele decyzji podjętych w odpowiednim momencie zmieniłoby bieg historii. Od tego ona jednak jest, żebyśmy się na niej uczyli i nie popełniali tych samych błędów.
Koniec jednak mędrkowania i mojej czasem zbytecznej nadinterpretacji. “Wielka Woda” to dowód, że mamy jeszcze wiele do powiedzenia w produkcji filmów i seriali. Trzeba jednak dać odpowiednie narzędzia i wybrać ludzi, którzy potrafią tworzyć z pasją i pomysłem tak jest z reżyserami tego serialu, scenarzystami oraz resztą ekipy którzy przelali w tę produkcję ogrom miłości i zaangażowania. Widać to w każdej minucie. Niektóre sceny były dość schematyczne zwłaszcza na zakończenie, ale kto z nas nie oczekuje happy endu. W końcu w pewnym momencie zaczyna się kibicować każdej postaci. Dlatego też, jeżeli jeszcze nie widzieliście tej produkcji to nie zwlekajcie. To tyle sześć odcinków które mogą zmienić wasze postrzeganie na wiele rzeczy. Przygotujcie się jednak, bo jak już zaczniecie oglądać trudno Wam będzie się oderwać. Dla mnie to mocne 5+/5.
12 kwietnia 2025
Ukryj widgety
Pokaż widgety
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz