Koniec dziecinady. Tymi słowami bez ogródek mogę zacząć recenzję trzeciej już części opowiadającej o przygodach tym razem już nastoletniego czarodzieja. Film „Harry Potter i więzień Azkabanu”, bo właśnie o nim tu mowa jest ekranizacją cieszącej się uwielbieniem tysięcy, jeżeli nie milionów osób książki Joanne Kathleen Rowling pod tym samym tytule. Kto czytał moje wcześniejsze recenzje ten mógł się zorientować, że wcześniejsze części miały były bardzo dziecięce mogło to być spowodowane tym, że ich reżyserem był Chris Columbus znany z takich filmów jak „Kevin sam w domu”, który już od wielu lat leci w każde święta Bożego Narodzenia. Tym razem jednak ktoś postanowił to zmienić, tym kimś jest Alfonso Cuarón, który przemienił najnowszego Harry’ego Pottera w coś wspaniałego aczkolwiek mrocznego i tajemniczego.
Początek jest zwyczajny Harry jak zawsze wakacje spędza u swojej rodziny Dursleyów, którzy akceptują jego obecność bardziej ze strachu niż z miłości do niego. Tymczasem przyjeżdża siostra wujka Verona Marge , która po krótkiej, aczkolwiek niemiłej kłótni z Harrym zostaje nadmuchana i odlatuje w siną dal. Młody czarodziej by uniknąć zemsty wuja ucieka z domu dzięki i mało, co nie wpada pod koła „Błędnego Rycerza”, czyli środka transportów dla zagubionych czarodziejów. Jest on naprawdę wyjątkowy, mi najbardziej spodobała się mała, zasuszona główka, która wisi sobie na lusterku i kpi z każdego.
Tam właśnie Harry dowiaduje się, że z więzienia dla czarodziejów pilnowanego przez strasznych i okrutnych de mentorów ucieka wielki zbrodniarz, prawa ręka sami wiecie, kogo. Jest on prawdziwym fenomenem, ponieważ nikomu przed nim nie udało się uciec z tego wiezienia. My mieliśmy Alkatraz oni mają Azkaban. Dzięki temu autobusowi dostaje się do Dziurawego Kotła gdzie spotyka swoich przyjaciół oraz dowiaduje się od ojca Rona, że to właśnie Syriusz Black (Gary Oldman) zdradził miejsce pobytu Jamesa i Lily Potterów Lordowi Voldemortowi. Należy wspomnieć ze znajduje się tam również Tom (Jim Tavaré) służący, który bardzo przypomina tofika z kabaretu Ani Mru Mru.
Czas jednak dojść do momentu, który utkwił w mojej pamięci chyba najlepiej, bo wielokrotnie pokazywany był w mediach. Mowa tu o spotkaniu Harry’ego (Daniel Radcliffe), Rona (Rupert Grint) oraz Hermiony (Emma Watson) z dementorem. Temperatura spada na szybach widać szron, światło gaśnie drzwi od przedziału młodych czarodziejów otwierają się i ukazuje się w niech na początku trupio biała ręka a następnie cała postać zakapturzonego strażnika więziennego. W ostatniej chwili do akcji wkracza nowy nauczyciel obrony przed czarną magia prof. Lupin (David Thewlis) wyglądający trochę jak wieloletni alkoholik. Reszta drogi mija spokojnie, więc nie opłaca się o niej mówić. Można jednak powiedzieć, co nieco o trzecim już roku nauki w szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Hagrid (Robbie Coltrane) zostaje nauczycielem opieki nad magicznymi stworzeniami a Hermina okazuje się jednak niebyć prymuską z każdego przedmiotu. Dochodzi do starć miedzy nią a nauczycielką Wróżbiarstwa prof. Sybillą Trelawney (Emma Thompson), która na każdej lekcji zapowiada Harry’emu śmierć w męczarniach. Na pierwszej lekcji Hagrida uczniowie poznają hipogryfa Hargodzioba, który sprowokowany atakuje, Malfoya (Tom Felton). Przyznać muszę, że spodziewałem się bardziej obłędnego wyglądu tego stwora niż to, co zobaczyłem, a zobaczyłem krzyżówkę konia z przerośniętym kogutem. Potter dowiaduje się również, czemu traci przytomność za każdym razem, kiedy widzi dementora i prosi Lupina o nauczenie go zaklęcia Patronus. Nie będę tu opisywał każdego momentu, ale wspomnę również, że Harry dostaje od Freda (James Phelps) i George’a (Oliver Phelps) tajemniczą mapę Huncwotów, która w połączeniu z peleryną niewidką pozwala Harry’emu jeszcze bardziej łamać szkolny regulamin i dzięki której przypadkowo dowiaduje się ze uciekinier z Azkabanu jest jego ojcem chrzestnym. Wiadomość ta naprawdę nim wstrząsa i obiecuje sobie pomścić śmierć swoich rodziców. Wcześniej czy później musi dojść do spotkania Syriusza i Harry’ego i dochodzi we Wrzeszczącej Chacie. Gdzie Potter dowiaduje się ze tak naprawdę jego rodziców wydał nie, kto inny jak uważany za zmarłego Peter Pettigrew (Timothy Spall), zwany Glizdogonem. I może na tym właśnie skończę żeby zbyt wiele nie powiedzieć. Chociaż wspomnę, że od tego momentu rozkręca się prawdziwa akcja Harry dostaje od swojego ojca chrzestnego propozycje zamieszkania razem, lecz plany te psuje ucieczka zdrajcy oraz przemiana Lupina w wilkołaka. Po tych wydarzeniach Harry musi uratować Syriusza przed śmiercią, dowiaduje się, że Hermina skrywa pewną tajemnicę oraz wydaje mu się, że widzi swojego ojca, ale jaka jest prawda? To musicie zobaczyć sami.
Czas jednak powiedzieć coś o samych efektach specjalnych, których w tym filmie jest niemiara. Są naprawdę kiepskie nie mówię tu tylko o wyglądzie, hargodzioba ale też o tym jak wygląda Lupin-Wilkołak. Mi najbardziej przypomina jak anemicznego chihuahue na sterydach. Nie będę tu wspominał o niedociągnięciach związanych z brakiem momentów występujących w książce, ale jest rzecz, która mnie strasznie dręczy. Mówię tu o tym, że Harry dostaje najlepszą miotłę „Błyskawicę” dopiero pod koniec filmu a nie tak jak w książce w pierwszej połowie książki. Mimo jawnych niedociągnięć oglądało mi się ten film bardzo przyjemnie. Wydaje mi się, że jest to zasługa nowego reżysera, który utrzymywał przez dłuższą jego część atmosferę tajemnicy i niepewności. Mogę mówić swoje i marudzić jak tylko chce jednakże niewątpliwie film ten został nagrodzony wieloma nagrodami prócz dwóch nominacji do Oskara, dziewięciu do Saturnów zdobył nagrodę Światowej Akademii Muzyki Filmowej, co może zachęcić do jego obejrzenia. Moja osobista ocena filmu to 4+/6.
24 października 2012
Ukryj widgety
Pokaż widgety
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz