Andrzej Pilipiuk prócz świetnych powieści pisze równie wyśmienite opowiadania. Można je znaleźć w kilku już wydanych zbiorach miedzy innymi „2586 krokach” oraz „Aparatusie”. Ja jednak chciałbym poruszyć temat innego zbioru opowiadań mówię tu o „Rzeźniku drzew”. Okładka jak i całą książka utrzymana jest w klimacie grozy. Na okładce przedstawiono cmentarz a na nim stare drzewo z powykrzywianymi gałęziami, które obsiadło stado kruków a jedyny kolorowym elementem jest krew wydobywająca się z dziupli. Aż dreszcze przechodzą po plecach, kiedy to się widzi.
Mnie osobiście zachwyciły dwa opowiadania. Pierwsze to tytułowy „Rzeźnik drzew” opisujący losy księdza Antoniego, który zarządza cmentarzem, na którym doszło do straszliwej zbrodni. Dwóch drwali, którzy mieli wyciąć jedno ze starych drzew wpadło w amok i zabiło się nawzajem. Według niektórych w drzewie tym znajduje się dusza straszliwego zbrodniarza i każdy, kto dotknie jego łyka dostaje świra. Tylko jedna osoba jest w stanie pozbyć się zakapiora to rzeźnik drzew. Tylko, że żadnego nie widziano już od lat. Następne opowiadanie to „Serce Kamienia” opowiadające historię Stanisława Renka, który by otrzymać po spory spadek po stryju musi odnaleźć pewną dziewczynę. Nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że jedyny trop, jaki posiada to zdjęcie nastoletniej dziewczyny. Niby prosta sprawa wystarczy detektyw, ale nie najciekawsze, że zdjęcie ma ponad sto lat. Gdy już traci nadzieję w jego ręce trafia dziwna książka, w której opisane jest jak stworzyć żywą mumię, lub jak zmienić skórę w marmur a na okładce jest pieczęć Biblioteki Domu Czterech Liści. O której wielu ludzi wolałoby nie pamiętać. Wie, że tylko tajemnicza biblioteka może mu pomóc w odnalezieniu dziewczyny. Spadek nie jest jednak jedynym powodem, czemu szuka dziewczyny.
Są to tylko dwa z dwunastu wspaniale napisanych opowiadać w pozostałych odnieść możemy łowców zombiaków, chińskiego smoka chroniącego Polskę, zgraje Terrorystów oraz wiele innych ciekawie wykreowanych postaci.
Ja osobiście nie przepadam za powieściami grozy, horrorami i ogólnie za antologiami zwłaszcza, gdy we wszystkich opowiadaniach nie ma tego samego bohatera, jednakże za każdym razem, gdy sięgam za jakikolwiek zbiór opowiadań Andrzeja Pilipiuka nie potrafię się oderwać. Tym razem było tak samo. Pierwsze opowiadania pochłonąłem jak spaghetti, a jedyną przeszkodą przed delektowaniem się ciągiem dalszym była późna pora. Prócz grozy można odnaleźć w tej książce odrobinę humoru, chociaż moim zdaniem nie za wiele. Właśnie dzięki takim książkom uważany jest za „Wielkiego Grafomana” każda postać stworzona przez niego dosłownie ożywa a miejsca, w których dzieje się akcja (nieważne, które to czasy) przedstawiane są w sposób tak rzeczywisty jakby autor był tam osobiście. To naprawdę wspaniała książka polecana wszystkim wielbicielom twórczości naszego rodzimego pisarza.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Muszę przyznać, że o tym zbiorze słyszę po raz pierwszy. Pilipiuk bazuje jednak na podobnych motywach - ale na pewno nie powtarza się i próbuje zaciekawić czytelnika. Cieszę się, ze autor mimo wydawania wielu książek dba także o ich jakość ... Niestety nie wszystkim polskim autorom się to udaje. Ale Pilipiuka mamy tylko jednego :)!
OdpowiedzUsuńJego nie da się zastąpić :) najciekawsze jest jednak to ze on tworzy bohaterów wielokrotnego użytku :) przeplatają się oni w wielu antologiach :)
OdpowiedzUsuńCiekawe ile ma jeszcze pomysłów do wykorzystania :) . Bohaterowie mają dość polskie charaktery - tacy Polacy w krzywym zwierciadle.
OdpowiedzUsuńOj wydaje mi się że już niedługo kolejną książką nas zaskoczy chociaż wolałbym jakąś dłuższą powieść a nie zbiór opowiadań :)
OdpowiedzUsuń