„Zbrodnia i Kojot” jest już czwartą częścią serii „Kroniki żelaznego druida” napisanej przez Kevina Hearne’a gdzie możemy spotkać ostatniego żyjącego druida Atticulusa O’Sulivana, jego uczennicę piękną rudowłosą Granuaile, ciekawskiego wielbiciela kiełbasek wilczarza irlandzkiego Oberona oraz całe mnóstwo bogów, bogiń oraz wszelkiego rodzaju stworów. Mam jednak szczerą nadzieję że to nie jest koniec tej serii.
Akcja tej części rozpoczyna się, kiedy Atticulus po powrocie z Asgardu musi sobie znaleźć nowe miejsce zamieszkania. Mimo że Thor oraz kilku innych bogów nordyckich nie żyje, a Odyn nie kuma więcej niż paprotka w doniczce to i tak reszta rodzinki może pragnąć zemsty. Na pomoc przychodzi mu Kojot indiański bóg oszust z pomocą, którego udaje się całkiem nieźle upozorować śmierć druida. Nie ma jednak nic za darmo na tym świecie. Ostatni druid zostaje wplątany w bardzo niemiłą „przepychankę” z krwiożerczymi skórokształtnymi (nie mylić ze zmiennokształtnymi niby podobne a jednak to pierwsze o wiele wredniejsze) zwłaszcza, gdy wtrąci się córka Lokiego Hel. Nie jest to jednak koniec wrażeń, ponieważ czeka go jeszcze zdrada ze strony przyjaciela. Czy Atticulus wraz z ekipą dadzą sobie rade z tyloma niebezpieczeństwami nadchodzącymi z każdej strony? Jeżeli oczywiście przeżyją. Żeby się o tym dowiedzieć zapraszam do miłej lektury.
Czas powiedzieć, co nieco o samej książce została ona napisana bardzo przyjemnym i prostym w zrozumieniu językiem, chociaż czasami dobijały mnie słowa zaciągnięte z języka Nawahów (nie trafiają się zbyt często, ale są), chociaż na początku książki można znaleźć podpowiedz jak powinno się je wypowiadać, co moim zdaniem jest wielkim plusem. Ja osobiście jednak, jeżeli nie chciało mi się przeskakiwać na początek książki czytałem po swojemu. Dzięki temu słowniczkowi dostrzec można trud i pracę, jaką włożył autor żeby uprzyjemnić czytanie jego książek. Kolejną rzeczą godną uwagi jest humor, którego pełno jest w wypowiedziach bohaterów, chociaż moim zdaniem najzabawniejsze teksty rzuca Oberon, kiedy próbuje się upodobnić do bohaterów z opowiadań swojego pana. Mógłbym jeszcze dużo powiedzieć o tej książce, że ma ciekawe i barwne postacie, że akcję można znaleźć na każdej stronie, że opisy miejsc i osób poruszają wyobraźnię a nie męczą, po co jednak to wszystko mówić lepiej biegnijcie już do księgarni albo biblioteki i przekonajcie się sami. Polecam ją głównie tym, którzy uwielbiają anioły Kossakowskiej oraz nordyckich bogów (zwłaszcza jednego) Jakuba Ćwieka. Moja ocena to 5/5.
15 grudnia 2012
Ukryj widgety
Pokaż widgety
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz