Zawsze uważałem, że wielotomowe serie opisujące jedną historie są kiepskim pomysłem. Niewielu jest takich, którym udaje się przez wszystkie tomy zachować równomierne tępo akcji, a dobry cykl ma nie więcej niż trzy góra cztery tomy. Na szczęście zdarzają się wyjątki. Jednym z takich wyjątków jest napisany przez znakomitego amerykańskiego pisarza Petera V. Bretta cykl demoniczny, w którego skład wchodzą jak na razie „Malowany człowiek”, „Pustynna włócznia” i „Wojna w blasku dnia”. Właśnie o tej ostatniej chciałbym powiedzieć, co nieco a dokładniej o jej pierwszej księdze.
Autor jak zawsze stanął na wysokości zadania i napisał fenomen. Nie będę opowiadał, co działo się wcześniej, bo recenzja rozciągnęłaby się na kilkanaście stron, jeżeli wiec chcecie poznać wcześniejsze części zapraszam do lektury innych moich recenzji.
W tej części autor skupia się głównie na żonie Jardira uważanego przez całą Krasję za Wybawiciela. Inevera bo jej na imię w wieku dziewięciu lat tak jak i wszystkie dziewczęta w Krasji wzieła udział w rytuale zwanym Hannu Pash – ścieżce życia obmyślonej dla nich przez Everama. Co dziwne zabierają ją rodzinie i zostaje nie’dama’ting. Co najdziwniejsze minęły dziesiątki lat, gdy została wybrana dziewczyna z plebsu. Inevera może czuć się wyjątkowa, lecz zazdrość i niechęć do niej reszty koleżanek sprawiają, że jest poniżana. Musi sprostać wymaganiom, jakie stawia przed nią Everam. Musi stać się ofiarą by potem w odpowiednim momencie stać się oprawcą i zemścić się za wszystkie zniewagi. Kto czytał wcześniejsze części wie, kim się stanie potem. Musicie jednak poznać, jaką drogę musiała przejść by osiągnąć sukces. Kolejnym dość ciekawym wątkiem poruszanym w tej części jest uczucie między Arlenem i Renną a dokładniej ich podróż do Zakątka Rębaczy. Dzieje się to wszystko oczywiście po walce z demonem umysłu, o której możecie przeczytać w poprzedniej części. Możemy zauważyć tu różnicę, jaka pojawia się w zachowaniu Arlena po wspólnej podróży ze swoją ukochaną. Koniec z samotnikiem, który wolał noc od towarzystwa ludzi w końcu poznał kogoś, kto go rozumie, kto jest mu bliski. Mnie jednak najbardziej zainteresował wątek, w którym dowiadujemy się częściowo o planach Abbana, który ma dość już poniżania i postanawia coś z tym zrobić. Czyżby planował stworzyć własną armię? Nie mogę się doczekać, co z tego wyniknie. W międzyczasie oczywiście Leesha wraz z Rojerem i resztą ekipy wracają z Lenna Everama, w życiu obojga doszło do wielkich niespodziewanych zmian.
Chciałbym powiedzieć ze nie mam się, do czego przyczepić w tej książce byłoby to jednak kłamstwo, bo jest kilka rzeczy, które mi się nie podobają. Mowa tu o historii Inevery. Napisana została wspaniale jak wszystko, co wychodzi spod pióra Bretta jednakże wydaje się ona retrospekcją. Bardzo dobrze poznaliśmy ją moim zdaniem w „Pustynnej włóczni” a powrót do jej dzieciństwa był dość dziwnym pomysłem, chociaż wyjaśnia kilka rzeczy. Kolejną rzeczą jest nieszczęsne powtarzanie się wydarzeń. Wiem, że autor chciał różne sytuacje przedstawić z punku widzenia kilku postaci jednakże trochę nudziło mnie ponowne czytanie o zabraniu Arlenowi włóczni. Koniec już z minusami czas przejść do plusów. Autor prócz wspaniale prowadzonej wielowątkowej historii ma jeszcze jeden wspaniały dar potrafi wszystko opisywać w taki sposób żeby nas nie obciążyć informacjami. Chodzi mi o to ze opisy walk, miejsc czy wydarzeń są dokładne, ale nie za długie, dzięki czemu wspaniale poruszają wyobraźnie i nie nużą. Kolejnym wspaniałym pomysłem jest przemiana Arlena pokazująca, w jaki sposób miłość zmienia ludzi i jak bardzo jest im potrzebna. Zastanawiam się, co mógłbym jeszcze powiedzieć żeby nie powtarzać się za bardzo jednakże jest to trudne. Brett jest mistrzem tego, co robi jednakże na pochwałę zasługuje również Marcin Mortka, który przełożył tą książkę na język polski. Zrobił to w fenomenalnie nie tracąc tępa akcji i pozwalając nam się, wczuć w to, co czytamy. Przy tej książce pracował ktoś jeszcze, kogo rozwój twórczy widzieliśmy w każdej poprzedniej części mowa tu o rysowniku Dominiku Brońku, który tworzył ilustracje do całego demonicznego cyklu. W „Malowanym Człowieku” były to rysunki skromne, ale zachwycające, pobudzające wyobraźnię. Sam Brett był nimi zachwycony uważał ze w wspaniały sposób oddał wygląd demonów. W tej części jednak zaskoczył mnie tworząc prawdziwe arcydzieła pomimo ze czarno-białe. Postacie przez niego prawie wyskakują ze stron książki, jego rysunki pełne są dynamiki i szczegółów. Zazdroszczę mu talentu i mam nadzieje ze będę potrafił kiedyś tak rysować. Sam nie wiem, co mógłbym więcej powiedzieć o książce wiele rzeczy, które powiedziałem o wcześniejszych częściach można tak samo można przypisać i do tej. Dlatego powiem jedno. Uważajcie, bo jeżeli zaczniecie ja czytać zapomnicie o praniu, gotowaniu wszystko dla was straci sens książka ta wciągnie was bez reszty zapewniając wiele godzin rozrywki kosztem nieprzespanych nocy. Warto jednak wziąć ja do ręki. Moja ocena to 5/5.
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Wydanie polskie: 4/2013
Tytuł oryginalny: Demon Cycle: The Daylight War
Rok wydania oryginału: 2012
Seria wydawnicza: Fantastyczna fabryka
Liczba stron: 680
Format: 125x205 mm
Oprawa: miękka
ISBN-13: 9788375748505
Wydanie: I
Cena z okładki: 44,90 zł
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie każdego zachwyciły wszystkie części. O ile pierwsze dwie, były naprawdę ciekawe, nie powiem, że były 5/5, ale była to nowość.
OdpowiedzUsuńCoś świeżego na rynku, tak Pustynna włócznia wynudziła mnie niemiłosiernie, jednak przebrnąłem przez dwa tomy tylko po to by móc wrócić w następnych częściach do historii Arlena. Jednak autor mnie zaskoczył i nie była to miła niespodzianka. Wypuścił na rynek filler, by móc wyciągnąć od nas więcej kasy. Szczególnie, że ta "książka" nie była nawet w połowie tak gruba jak właściwe książki. Za to cena od reszty nie odbiegała. Na tym zakończyłem swoją przygodę z Brettem. Można go usprawiedliwiać, że potrzebował więcej czasu by dopracować właściwą historię. Lecz moim zdaniem mógł poczekać bez wypuszczania czegoś przez co stracił moim zdaniem więcej czytelników niż by to sie stało, przez nieobecność jego pozycji jeszcze przez rok(chyba tyle czasu potrzebował by wypuścić następną część, nie jestem pewny bo przestałem się interesować jego twórczością).
Moim zdaniem powinieneś spróbować wrócić. Mi też nie podobała się „Pustynna włócznia” ale ciesze się że jednak postanowiłem czytać dalej. Wydaje mi się że wielki bazar nie był pomysłem Bretta lecz jego wydawców żeby nie trzeba było tak długo czekać. Pamiętaj że u nas każda część wychodzi w dwóch tomach. Więc nie zawsze pisarzem kieruje chęć zarobku on i tak dużo zarobił na wcześniejszych częściach.
OdpowiedzUsuńNa pewno ta seria zasługuje na uwagę, sama chętnie po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńZasługuje to mało powiedziane to kwintesencja fantastyki moim zdaniem :)
OdpowiedzUsuń