Jakub Wędrowycz to jedna z najbardziej oryginalnych postaci w polskiej fantastyce, można by było długo zastanawiać się nad jego fenomenem. Wydawało mi się, że przerażający wiekowy ochlapus (pokona w piciu nawet Rusków), wiejski egzorcysta (całkiem niezły), bimbrownik i kłusownik, porażający otoczenie wyglądem, zapachem i brakiem kultury osobistej nie może być przecież dobrym bohaterem pozytywnym. Myliłem się jednak, bo on może być świetnym bohaterem zwłaszcza, jeżeli jego losy opisze nie, kto inny a jeden z największych (moim zdaniem największy) pisarz fantastyki w Polsce. Andrzej Pilipiuk, to on stworzył tą oryginalną a czasami nawet przerażającą postać. Chciałbym opowiedzieć, co nieco o pierwszej z siedmiu książek, w których możemy przeczytać o tej wyjątkowej postaci.
„Kroniki Jakuba Wędrowcza”, bo to o niech właśnie mowa to zbiór dwunastu opowiadań, dzięki którym możemy poznać ciekawe życie tytułowego ochlaptusa. Życie w Starym Majdanie nie jest takie nudne jak się wydaje, może to jest związane z położeniem nieznanych podziemnych żył wodnych albo też, co bardziej możliwe z umiejętnością przyciągania kłopotów przez niektórych mieszkańców. Największego pecha ma jednak posiadający niezwykłe umiejętności tytułowy Jakub, któremu nie straszna jest policja, kosmici, czarownice, starożytne legendarne dżiny czy też neandertalczycy. Na każdego znajdzie sposób. To, co wymieniłem to tylko niektóre zagrożenia, z którymi będzie musiał się zmierzyć w tej książce. Mi najbardziej podobało się opowiadanie „Hosztapler”, w którym poznajemy Pawła Skorlińskiego zajmującego się rynkiem papierniczym. Jego dom i jednocześnie fabryka zostaje nawiedzony przez duchy, z którymi nie mogą sobie poradzić najróżniejsi specjaliści. Jednak to nie one okazują się najgorszym problemem. Prawdziwe zło znajdujące się w tym budynku może usunąć tylko jedna osoba. Wiecie pewnie, kto. Kolejne ciekawe opowiadanie to zamykające tą książkę „Przeciw pierwszemu przykazaniu”, z którego dowiadujemy się, że są na świecie rzeczy, które się filozofom nie śniły. Że gdzieś na polskich ziemiach ukrywać się mogą istoty, o których człowiek już dawno zapomniał albo czyta tylko w naukowych książkach. Jest to opowieść trochę mroczniejsza przypominająca te, które można znaleźć w zbiorze opowiadań „2586 kroków”. Wiem, że opisy te nie są zbyt wyczerpujące, ale sam nie mam pojęcia jak mógłbym opowiedzieć tak by nie zdradzić jednocześnie zbyt dużo.
Opowiadania te nie są zbyt długie i między nimi można znaleźć dość ciekawe przerywniki np. „Z książki kucharskiej Jakuba Wędrowycza”, „Horroskop na rok bieżący” czy też „Protokół zatrzymania”. Przyznam ze to dość ciekawy pomysł, z którym jeszcze nigdy się nie zetknąłem. Pozwalają one nam się lepiej wczuć w świat opisany w książce.
Wszystkie opowiadania ozdobione są rycinami stworzonymi przez Andrzeja Łaskę, który świetnie wspaniale pokazał je, jako wycinki z gazem, co moim zdaniem świetnie pasuje do ogólnego charakteru książki.
Przyznam, że za co Pilipuk się nie weźmie ze wszystkiego zrobi wielkie widowisko. Tym razem jest tak samo. Książka została napisana w sposób znakomity, prostota języka sprawia, że czyta się ją z przyjemnością. Mnie osobiście trochę zniechęcały niektóre pomysły np. wytapianie mosiądzu z głowicy wodorowej nad ogniskiem to trochę przesada. Największą pochwałę zasługuje wybrany przez autora lokalizacja akcji. Już wyjaśniam. W dzisiejszych czasach mało, który pisarz miałby odwagę przedstawić nasz kraj w taki sposób pokazując ludzi, jako alkoholików i złodziei, którzy mają gdzieś zasady i prawo karne (tak często postrzegają nas w innych krajach). Może jednak najwyższa pora spojrzeć na świat z trochę innej perspektywy. Pratchett osadził akcję w wymyślonym przez siebie Świecie Dysku, jako alegorie zwykłego, codziennego życia. Nie wiem czy dobrze to wszystko odbieram, ale wydaje mi się, że Pilipiuk chciał zdziałać coś podobnego. Chciał ubarwić normalne życie ciekawymi wydarzeniami. Do minusów mogę dodać nieregularną długość opowiadań, ponieważ jedne mają kilka stron a inne kilkadziesiąt. Wiem, że to w opowiadaniach normalne jest, ale niektóre kończyły mi się o wiele za szybko.
Nie dziwię się, czemu Wędrowycz robi taką furorę, czemu powstałą gra karciana czy też komiks. To bohater nie całkiem pozytywny, ale naprawdę sympatyczny, kiedy chce może być naprawdę miły i ułożony. Widać to na przykładzie opowiadania „Hotel pod Łupieżcą”, kiedy przyjeżdża do niego syn z żoną. Staje się on wtedy całkowicie innym człowiekiem a kiedy wyjeżdżają znowu zaczyna szaleć.
Czas jednak na zakończenie. „Kroniki Jakuba Wędrowcza” to naprawdę świetna książka pełna humoru i zaskakującej akcji. Bohaterowie są oryginalnie i tacy prawdziwi. Kto po przeczytaniu tej książki nie spojrzał na jakiegoś żula spod marketu chodzącego w gumiakach z wielkim czerwonym nosem i nie pomyślał o Wędrowyczu. Zastanawiacie się miasto i żul w gumiakach. Mało prawdopodobny widok, ale mi się trafił. To naprawdę świetna napisana książka, ale jednak nie dla wszystkich. Tak mi się wydaje trzeba zrozumieć niektóre specyficzne żarty albo spojrzeć na wydarzenia z trochę innej perspektywy. Jednak, co ja będę mówił więcej przeczytajcie a sami się dowiecie. Moja ocena 4/5.
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Wydanie polskie: 11/2001
Seria wydawnicza: Bestsellery polskiej fantastyki
Liczba stron: 287
Format: 125x185 mm
Oprawa: miękka
ISBN: 83-89011-00-X
Wydanie: I
Cena z okładki: 26,99 zł
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Od pewnego czasu mam w planach zapoznać się z twórczością tego autora i właśnie od tej książki chciałabym zacząć. Jestem bardzo ciekawa tych zaskakujących przygód Jakuba Wędrowycza. :D
OdpowiedzUsuńJa bym ci osobiście polecił "Kuzynki" jeżeli to twoje pierwsze spotkanie z tym pisarzem albo jakaś jego inną antologię :) Opowieści o Wędrowyczu bardzo różnią się od innych jego utworów i nie wiem czy potem będzie Ci łatwo przejść na bardziej poważne książki.
OdpowiedzUsuń