Postawiłem sobie na cel przeczytanie i zrecenzowanie wszystkiego, co wyszło spod pióra Andrzeja Pilipiuka. Zastanawiacie się pewnie, dlaczego? Głównym powodem jest uwielbienie moje do twórczości tego wspaniałego polskiego pisarza fantasty, który swoje opowiadania buduje na autentycznych wydarzeniach historycznych (chociaż nie zawsze) i jednocześnie dodaje odrobinę fantastyki. Tak samo jest w „Czerwonej gorączce” kolejnej książce, która wpadła w moje łapki.
„Czerwona gorączka” to zbiór jedenastu opowiadań bardzo podobnych do tych, które mogliśmy spotkać w „Rzeźniku drzew” czy też „2586 krokach”. Zaczyna się wszystko od tytułowej „Czerwonej gorączki” gdzie trafiamy na już dobrze nam znanego z innych antologii doktora Pawła Skórzewskiego tym razem musi odkryć tajemnicę łowcy głów, przy okazji wyjaśnia skąd się biorą rewolucje. Kolejnym opowiadaniem jest „Grucha” opisująca nauczycielkę próbującą się dowartościowywać gnębiąc uczniów oraz istnienie szkoły katów. „Błękitny trąd” to opowiadanie o wybuchu dziwnej tytułowej choroby. W celu wyjaśnienia tej zagadki zostaje wysłany Meff. Jest to dla niego jedyny sposób żeby uciec przed egzekucją, która na niego czeka. To opowiadanie pasuje tu jak pięść do oka. Nie wiem, czemu zostało tu wrzucone, ale ogólnie rozbija czasowe ułożenie opowiadań, nagły przeskok do średniowiecza bardzo mnie zaskoczył i zniesmaczył. Czas jednak opowiadać dalej. „Silnik z Łomży” pokrótce opisze cytat „słowo ciałem się stało…”, czyli o mocy dziennikarstwa. „Zeppelin L-59/2”, to po prostu opowiadanie o nawiedzonym sterowcu, ale napisane świetnie, chociaż o tym powiem, co nieco później.
Czas na moim zdaniem najlepszą historie w całej antologii mowa tu bowiem o „Wujaszku Igorze”. Tytuł nic wielkiego nie mówi jednak oferuje nam naprawdę wiele przyjemności z czytania. Tytułowy Igor ma już swoje lata niedawno udało mu się wydostać z łagrów i teraz poszukuje pracy żeby jakoś godnie pożyć. Na szczęście dostaje się do kolei, którą darzy wielką miłością. W tym samym czasie w Polsce pojawia się tajemniczy świecący pociąg widmo. Już samo to jest dziwne a co jeżeli powiem, że takim samym jechała trumna z ciałem Józefa Piłsudskiego? Zwłaszcza, że przeszklona trumna w nim jest pusta. Ubek zostaje za zadanie zatrzymacie pociągu widmo. Jak to się skończy? Musicie przeczytać sami.
Następne opowiadania to „Po drugiej stronie” opowiadające o łowcy antyków, w którego ręce wpadła tajemna szkatułka będąca niegdyś więzieniem. Musi zrobić wszystko żeby się z niej wydostać i wrócić do ukochanej. W „Gdzie diabeł mówi dobranoc” dowiadujemy się o kończących się już powoli źródłach ropy naftowej i chęci wydobywania jej z najdziwniejszych rejonów Eurabii, czyli rejonach Polski przerobionych przez muzułmanów na swoją modłę. Czu dwóch przedstawicieli korporacji odnajdzie się w kraju gdzie elektryczność jest złem?. „Piórko w żywopłocie" to opowiadanie jest naprawdę dziwne, bo jest o skórce po bananie i dziwnym portalu do innego świata. Przepraszam nic więcej o nim nie powiem, bo jakoś mnie nie wzruszyło. Najbardziej rozbawiła mnie „Operacja „Szynka””, czyli ukazanie chęci zadowolenia ludzi w czasach PRLu w okresie przedświątecznym szynką naprawdę dziwnego pochodzenia. Coś dla wielbicieli podróży w czasie i poszukiwaczy teorii spiskowych w produktach spożywczych. Lepiej nie wiedzieć, co się je. "Samolot von Ribbentropa”, czyli kolejne i zarazem ostatnie opowiadanie to coś w stylu historii w krzywym zwierciadle. Pakt Ribbentrop-Mołotow trafił w ręce Polaków. Co się potem dzieje? Czemu samolot, którym był przewożony owy pakt jest tak ukrywany? Musicie przeczytać sami ja i tak już za dużo zdradziłem.
Jak pewnie zauważyliście o jednym powiedziałem więcej o innych mniej. Proszę nie miejcie mi tego za złe, ale jakoś niektóre nie przemówiły do mnie. Naprawdę żal mi to pisać, ale jestem rozdarty jak ocenić tą książkę. Uwielbiam twórczość Pilipiuka i nawet Wędrowcza mi się udało przeczytać za którymś tam razem, ale tu jestem w kropce. Opowiadania naprawdę zostały napisane świetnie akcja jest w porządku, opisy też super. Widać ile pracy zostało włożone w każdego z nich np. jak czytałem o Igorze próbującym naprawić starą lokomotywę czułem jakbym stał przed nią. Nie wiem czy autor znał się na tym czy przewertował wiele książek żeby dowiedzieć się o jej budowie i funkcjonowaniu, ale bardzo to docenia, szczerze. Na wszystkie opowiadania tylko to o szynce jest zabawne reszta została napisana poważnie a nawet można rzec delikatnie mrocznie. Jednak rozbieżność w datach jest moim zdaniem za duża. Mamy przeszłość, przyszłość i teraźniejszość. Gdyby były napisane jakoś chronologicznie to bym jeszcze wytrzymał, ale tutaj przeskakujemy po epokach jak w czasie gry w klasy. Pilipiuk jest naprawdę mistrzem łączenia historii z fantastyką, ale tutaj nie popisał się.
Należy również wspomnieć, że ta książka tak jak i większość wydanych przez Fabrykę Słów nie istniałaby bez rysowników. To oni wspomagają pisarzy w rozwijaniu wyobraźni czytelnika. Tym razem pomagają w tym Grzegorz i Krzysztof Domaradzcy to ich ilustracje właśnie przyozdabiają każde opowiadanie. Przyznam, że chciałbym tak niesamowicie rysować jak oni. Wystarczy pojrzeć na ich rysunki by historie ożyły.
Czas to zakończyć. Jeżeli tak jak ja lubicie Pilipiuka musicie tą książkę przeczytać. Może mam po prostu zły dzień albo święta mnie jakoś tak nastroiły, że zacząłem się czepiać naprawdę dobrej książki. Wybaczcie mi. Sami ją ocieńcie i sprawdźcie ile w moich słowach jest prawdy. Moja ocena to 4-/5.
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Wydanie polskie: 4/2007
Seria wydawnicza: Bestsellery polskiej fantastyki
Liczba stron: 432
Format: 125x195 mm
Oprawa: miękka
ISBN-13: 978-83-60505-30-4
Wydanie: I
Cena z okładki: 29,90 zł
31 grudnia 2013
Ukryj widgety
Pokaż widgety
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz