Andrzej Pilipiuk już wiele razy udowodnił, że jest pisarzem wielowymiarowym i żaden temat nie jest mu straszny. Właśnie to prawdopodobnie urzekło miliony ludzi w jego literaturze. To oni kupują jego książki i z nadzieją w sercu czekają na kolejne, bo wiedzą, że na pewno nie będą gorsze niż te, które już przeczytali. Tym razem chciałbym wam przedstawić książkę, do której zabierałem się dość długo. Sam nie wiem, czemu. Mimo że znalazłem ja w dziale dla dzieci i młodzieży coś nie pozwalało mi jej przeczytać. Na szczęście zwalczyłem to i dzięki temu możecie czytać tą recenzję, w której przedstawię najlepiej jak potrafię, czemu warto sięgnąć po trylogię „Norweski dziennik” i rozpoczynający ją pierwszy tom pt. „Ucieczka”.
Paweł Koćko jest zwykłym nastolatkiem mieszkającym w domu dziecka, a największym jego zmartwieniem są zapowiadające się nudne wakacje. Jednak wszystko się zmienia, gdy zostaje porwany przez agentów KGB a następnie odbity przez NTS na polecenie kogoś bardzo wpływowego. W tym momencie jego nudne dotychczas życie przewraca się do góry nogami. Zostaje wywieziony do norweskiej wioski za kołem podbiegunowym, gdzie sam musi sobie dawać rade w zrujnowanym przez morski wiatr i fale domu. Jednak z czasem przybywa go niego jego przyjaciel Maciek Wędrowczy wnuk tego Wędrowcza znanego pogromcy upiorów napędzanego samogonem. Jego wnuk odziedziczył po nim wiele genów, dlatego teraz może być tylko lepiej i zabawniej.
Jednak Paweł nie jest tu jedynym bohaterem, poruszony jest również wątek mikrobiologa Semena Miszczuka i jego przybranej córki Łucji. Tą dziewczynę wiele łączy z Pawłem obydwoje, bowiem skubią trawę, mają kocie oczy i nieludzki węch. Nie są oni do końca ludźmi. Kolejnym pobocznym wątkiem jest chęć przywrócenia caratu w Rosji przez rosyjską arystokracją. Te dwa wątki są dawkowane małymi porcjami, dzięki czemu zarys ogólny historii rozwija się przed nami powoli.
Paweł i Maciek nie mogą narzekać na nudę. Obaj są szpiegowani (dla ich własnego dobra) a osoba, która to robi nie ma z nimi łatwo. Chłopcy są pracowici, wybuchowi, skorzy do bitki i niemiłosiernie mściwi. Lepiej z nimi nie zadzierać. Zapomniałbym o jednym bardzo ważnym szczególe. Paweł pamięta ostatnie kilka lat swojego życia a aktualne porwanie może być związane z jego przodkami, dlatego też wraz z przyjacielem stara się zrobić wszystko by przypomnieć sobie, kim tak naprawdę jest.
Autor stanął na wysokości zadania i zapewnił nam wiele godzin wspaniałej rozrywki. Bardzo cieszy mnie, że mogę znowu przeczytać coś dłuższego niż same opowiadania, ponieważ bardzo brakowało mi takiej literatury z prawdziwego zdarzenia gdzie główka musi popracować nad pytaniami, które pojawiają się w czasie czytania opowieści a przyznam, że z każda stroną i nowym wątkiem pojawia się ich coraz więcej. Takie powieści powinny być przez niego pisane jak najczęściej, ponieważ w nich widać dużą ilość ciekawych i nietuzinkowych pomysłów oraz prawdziwy kunszt w sposobie pisania. Bohaterowie stworzeni, przez Pilipiuka są niesamowici, posiadają bardzo rozbudowaną osobowość, co jest dość rzadko spotykane w książkach. Najbardziej lubię Maćka, bo to taka młodsza i spokojniejsza wersja swojego dziadka, chociaż co najważniejsze nie doi samogonu litrami. Jednak i jemu nie brakuje zacięcia, charyzmy oraz niepohamowanej energii, którą wykorzystuje w pracach stolarskich jak i wymyślaniu najróżniejszych pułapek. Jednak prócz bohaterów znajdziemy tu również bardzo prosty jezyk, z którego słynie autor. Jednak prosty nie oznacza zły. Nie ma tu obcojęzycznych zwrotów prócz nazw miast, które psułyby nam czytanie. Każde zdanie jest przemyślane i tak ułożone by czytelnikowi sprawić nim jak najwięcej przyjemności. Wiem, że może to brzmieć bardzo dziwnie, ale czytając tą książkę czułem się jakbym wpadł w sieć. Każde zdanie zachęcało do przeczytania następnego i następnego. Wiedziałem, że mógłbym, w ogóle książki nie przerywać. Spać jednak kiedyś trzeba.
Bardzo podoba mi się specyficzny sposób napisania tej powieści. Jak widzicie po tytule jest to dziennik, dlatego większość historii jest tu napisana w pierwszej osobie a przed a przed każdym podrozdziałem umieszczona jest data i miejsce. Dowiadujemy się, co czuje główny bohater i widzimy, świat jego oczyma. Chyba, że autor nam pozwoli zapoznać się z fragmentami innych wyżej opisanych wątków. Bardzo mi się podoba to, ponieważ jest to coś innego niż zwykła powieść. Widać ile pracy zostało w nią włożone. Opisy otoczenia są nie tylko dokładne i szczegółowe, są one po prostu wciągające jak wszystko w tej książce. Czytając je czujemy się jakbyśmy sami spacerowali po norweskich miasteczkach.
Koniec już tego zachwytu. Bo czas żebyście to wy przeczytali ją i zobaczyli czy mam rację. Ja przeczytałem ja w dwa dni, akurat weekend mi starczył na to. Wiec zapraszam was do wspaniałego świata „Norweskiego dziennika” pełnego przygód, ciekawych bohaterów oraz humoru (najczęściej pojawiającego się w rozmowach Pawła i Maćka). To literatura z najwyższej półki i już szczerze żałuje, że ma tylko trzy tomy. Przeczytałem dopiero pierwszy, lecz wiem już, że każdym następnym żal ten będzie się pogłębiał. Nie mogę odżałować, że nie wziąłem jej do ręki wcześniej, ale mam teraz czas by to wszystko naprawić. Moja ocena to 5/5.
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Wydanie polskie: 8/2005
Liczba stron: 352
Format: 125x195 mm
Oprawa: miękka
ISBN: 83-89011-47-6
Wydanie: I
Cena z okładki: 25 zł
16 grudnia 2013
Ukryj widgety
Pokaż widgety
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz