Tryb noc/dzień

29 stycznia 2014

Andrzej Pilipiuk - Oko Jelenia. Triumf lisa Reinicke

0
Czas powoli zbliżać się ku końcowi. „Oko jelenia”, czyli najlepsza polska seria fantasy, jaką czytałem została już wydana w pełni. Dlatego wiem, że piąta część „Triumf lisa Reinicke” jest już przedostatnim tomem w którym spotkamy naszych przybyszów z przyszłości czyli Marka, Staszką i Helę. Będzie mi ich naprawdę brakowało. Już czuję smutek, a do rozstania jeszcze jedna książka została. Dlatego nie ma, co zwlekać. Część ta trochę różni się od poprzednich. Autor zmienił trochę moim zdaniem gatunek. Z książki przygodowej, którą była wcześniej, zmienił ją w kryminał. Posłuchajcie jednak, co bohaterów tym razem czeka.

Już na samym początku jak w najlepszej powieści kryminalnej jest zabójstwo. Nie byle, jakie. Ginie nie jedna osoba, ale wszyscy mieszkańcy kamienicy, w której mieszkał Marek z Helą. Niestety jedna z ofiar jest również młoda służąca Greta. Na szczęście bohaterów nie było wtedy w domu, ponieważ poszli przywitać Staszka, który wraz z Maksymem przybył przez skuty lodem Bałtyk. Czytaliście pewnie nie jeden kryminał, więc wiecie, że jeżeli jest zbrodnia musi być też ktoś to rozwiąże zagadkę. Nie spodziewajcie się Strażnika Teksasu ani Sherlocka Holmesa. Ich miejsce to dość godnie zastępuje Grzegorz Gerhard Grot, który nie pozwoli by na jego terenie chodził wolny zabójca. Jednak to nie morderca, lecz sam Marek wpada w jego ręce i trafia do lochu. Na początku ciężko jest określić, o co jest winny. Jednak z czasem pojawia się katowa żądna zemsty oraz chłopak, który na początku chciał gwizdnąć Markowi adidasy.

Jak już widzicie schemat opowieści jest trochę inny. Na dalszy plan odsuwa się poszukiwanie Oka Jelenia. Łasica gdzieś zaginęła a bohaterowie mają teraz trochę inne kłopoty. Marek prawie całą książkę siedzi sobie w loszku, chociaż z nim też pojawiają się dość ciekawe epizody. Całą akcja jednak skupia się na Staszku i Heli. Na początku ukrywają się u kozaków w bardzo dobrze zabezpieczonym budynku (jak na tamte czasu) pełnym najróżniejszych skrytek. Nadchodzi jednak moment, gdy Maksym wraz z braćmi swymi musi wrócić do domu, dlatego następną ostoją dla bohaterów staje się dom Agary i Artura, którzy wrócili wreszcie do Gdańska. Pamiętacie ich pewnie z poprzednich części. Młoda para, bo tak można nazwać nasze papuszki nierozłączki, ma teraz za zadanie wymyślenie sposobu by uwolnić z lochów Marka. Jednak przerywa to zabójca czyhający na życie dziewczyny.  Nie mają łatwo. Chłopak musi stać się teraz obrońcą całej rodziny. Wiedza z kryminałów to jednak za mało. Na szczęście kozacy nauczyli go władania szablą.

Czytając tą część byłem w delikatnym szoku. Zawsze bohaterowie podróżowali a tu osiedlili się na miejscu jakby ktoś ich przykleił do krzesła. Zwłaszcza odejście Maksyma najbardziej mnie zasmuciło. Polubiłem tego kozaka. Wiele pytań pojawia się w czasie czytania tej książki. Czy na Helę polują ci sami, co wymordowali kamienicę? Za co tak naprawdę Marek trafił do lochów? Gdzie się podziali Peter Hansavritson i Marius Kowalik? Czy naprawdę ich porwano?

Odpowiedzi na niektóre z nich znajdziemy w tej części jednak na inne będziemy musieli poczekać jeszcze trochę. Ostatni tom będzie skrywał największe tajemnice. O tym jednak przeczytacie w następnej recenzji.

Jak już wcześniej wspomniałem schemat powieści zmienia się trochę nie mamy wędrówki i poszukiwania tajemniczego artefaktu, jakim jest Oko Jelenia. Tym razem mamy kryminał i próbę rozwiązania zagadki. Przyznam, że byłem trochę tym zaskoczony, czego innego się spodziewałem, ale ostatecznie jestem nawet usatysfakcjonowany. Niektórych taki przeskok może drażnić ja jednak przeżyłem. Nie podobało mi się jednak takie usidlenie bohaterów. Miałem nadzieję, iż znowu gdzieś ruszą autor będzie mógł się wykazać umiejętnościami świetnego opisywania miejsc. Tutaj jednak tego brakowało. Było za to dużo niepewności, sporo akcji i nawet trochę tortur. Zaskoczyło mnie skąd katowa wiedziała, że akurat tam sie zaszyli nasi bohaterowie przecież przez wiele miast przeszli a statek mógł popłynąć wszędzie. Trochę to nie trzyma się kupy, jednakże w ostatecznym rozrachunku wszystko fajnie się rozwinęło. Najbardziej jednak w głowie zapadły mi momenty, kiedy to kozacy próbowali nauczyć Staszka władania szablą by mógł obronić dziewczynę. Autor opisywał to jakby sam się tego uczył, co nie byłoby dla mnie zbyt wielkim zaskoczeniem. Pieczołowitość opisów już od samego początku, czyli budowania mięsni nawet bez siłowni wciągnęła mnie i nie chciał puścić. Sam zastanawiam się czy dobrze bym taka szabelką władał. Właśnie to mi się w tamtych czasach podoba. Umiejętność obrony siebie i innych była u nich wpajana od lat najmłodszych. Noszenie przy sobie szabli nie było niczym dziwnym. To u nas człowiek nie może czuć się całkowicie pewien, bo w każdej chwili na ulicy może zostać zadźgany nożem. Wtedy było inaczej jak się umierało to z szablą w dłoni jak bohater. Nawet mentalność ludzi była inna nie lękali się oni śmierci. Z powodu braku leków śmiertelność była ogromna i nawet najmniejsza rana mogła skończyć się zgonem.

Koniec jednak z rozmyśleniami. Nie mogę się doczekać, kiedy przeczytam ostatnią część. Wiele się w niej wyjaśni i tam przekonamy się jak potoczą się dalsze losy bohaterów, do których przez te pięć tomów mogliśmy się naprawdę przywiązać. Z jednym jednak mam kłopot. Z końcową oceną „Triumfu lisa Reinicke’a”. Naprawdę została dobrze napisana, ale to przełamanie schematu niby było dobrym kierunkiem, ale zmieniło całkowicie gatunek powieści. Nie każdy może się ze mną godzić, ale takie są moje spostrzeżenia, dlatego też moja ocena będzie niższa niż zazwyczaj. Dam nie więcej niż 4+/5. Różnica może i niewielka, ale jednak istotna.

Wydawnictwo: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Wydanie polskie: 4/2010
Liczba stron: 448
Format: 125x195 mm
Oprawa: miękka
ISBN-13: 978-83-7574-131-5
Wydanie: I
Cena z okładki: 33,95 zł
Ukryj widgety

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz