Tryb noc/dzień

20 maja 2014

Maja Lidia Kossakowska - Takeshi. Cień Śmierci

2
Już od wielu lat należę do fanów Mai Lidii Kossakowskiej. Zawsze jej nazwisko kojarzyło mi się z innowacyjnymi pomysłami, nagłymi zwrotami akcji oraz z częstym wykorzystywaniem motywów mitologicznych w swoich opowieściach. Dlatego właśnie, gdy tylko doszły do mnie słuchy, że planuje wydać nową książkę, byłem w siódmym niebie. Niecierpliwie czekałem aż „Takeshi. Cień Śmierci” trafi wreszcie w moje łapki. I udało się. Moja cierpliwość została nagrodzona. Nigdy nie byłem wielbicielem powieści, których akcja dzieje się na Dalekim Wschodzie. Tym razem postanowiłem zrobić wyjątek i nie żałuje, chociaż czego innego się spodziewałem.

Takeshi na początku wydaje się trochę nierozgarniętym, ale bardzo utalentowanym artystą, który podróżując po ziemiach Wakuni oferuje usługi holopacykarza. To jednak jest tylko maska. Tak naprawdę jest świetnym, zaprawionym w boju szermierzem, który stara się zapomnieć o przeszłości, a dokładniej ukryć się przed tymi, którzy ją pamiętają. Trafia do małej mieściny, gdzie planuje trochę zarobić i odpocząć. Przeznaczenie jednak nie śpi, szykując mu nie małą rozrywkę. Jak tu się ukryć, kiedy los cały czas stara się to utrudnić? Gdy stawia przed nim takich wrogów jak gangi czy też trochę nienormalną, karmiącą się ludzkim strachem, uwielbiającą poniżać innych Mariko siostrę jednego z bosów. A może czas na miłość? Rozpieszczona córka wójta, która uważa się za księżniczkę, czeka na swojego księcia na białym rumaku. Przyjeżdża jednak ktoś inny. Artysta na wózku ociekającym biomasą. Nie jest to może ideał, ale ma w sobie coś z bohatera. Jak to się wszystko potoczy? Kto tu zwycięży? Co mają w planach magiczne stworzenia? O tym dowiecie się czytając pierwszy tom nowej znakomitej serii „Takeshi. Cień Śmierci”.

Dobra to ostatnie zdanie zabrzmiało trochę jak trailer. Nie ma jednak, co się dziwić autorka sama mówi, że to film, który zawsze chciała napisać. Tu zaczynają się kłopoty. Nie wszystko, co dobrze wygląda na wielkim ekranie, równie dobrze będzie wyglądało w książce. Dość długie opisy, brawurowe walki oraz wielopoziomowa fabuła świetnie dodadzą ekranizacji polotu i nakręcą akcję. Moim zdaniem tutaj to się nie sprawdza. Wiem, że dla większości tych, którzy to czytają moja recenzja będzie szokiem, ale muszę być szczery. Już na samym początku, kiedy dostajemy nagły napływ informacji o wyglądzie wózka czy też stroju głównego bohatera, miałem ochotę rzucić to w kąt. Nie męczyć się. Postanowiłem jednak brnąć dalej z nadzieją, iż sceny pojedynków rozkręcą całą akcję. Tu też jakoś nie było ochów i achów. Czasem zbyt krwawe i o wiele za szybkie, nie podobały mi się. Ogólnie wiele tutaj brutalności, zwłaszcza, gdy pojawiła się adeptka jednego z zakonów. By poznać swoje przeznaczenie pisała krwią na skórze zerwanej z jakiegoś biednego eksponatu (tak tu się określa niewolników, którzy giną w strasznych męczarniach).

Jeżeli mowa o historii to ciężko mi ją ocenić. Naprawdę została ona bardzo rozbudowa. Akcja dzieje się w kilku miejscach jednocześnie. Czasem mi to przeszkadzało, bo gdy miałem nadzieję wrócić do naszego bohatera, autorka przedstawiała mi inną postać. Wszystko jest jednak wspaniale ubarwione miejscem akcji, czyli Krajem Kwitnącej Wiśni. Od razu domyślamy się, gdzie toczy się akcja, nie tylko po samurajach, ale też miejscach, które odwiedza Takeshi. Japonia ma bardzo rozbudowana kulturę i wierzenia. Spotkamy tu magiczne stworzenia, które nie są durnymi istotkami, ale potrafią ze sobą współpracować dla wspólnego dobra. Prócz nich znajdziemy też kilka zakonów strzegących swoich tajemnic. Ciężko jednak określić, jakie to są czasy. Nadal niby rządzi szogun, pojawia się jednak broń palna i inteligentne biostwory. Taki misz masz postaci i istot, może być i dobry i zły. Ciężko mi to sprawiedliwie ocenić.

Zbędna jest tu moim zdaniem technika. Gangsterzy poruszający się w bolidach strzelający z pistoletów, gdy tuż obok mają magiczne stworzenia oraz bogów. Wystarczyłby koń i łuk. Zamiast podsłuchów, który potem i tak musiał ktoś zabrać, można było dać wojownika ukrytego na dachu. Jak sami widzicie dla tych pomysłów da się znaleźć dobrą alternatywę.

Początki były może i nudnawe. Z czasem jednak w sposób bardzo powolny akcja zaczęła się rozwijać i tak gdzieś dopiero w połowie dostajemy naprawdę kawał dobrego kina. Zaczynamy w końcu rozumieć, co tak naprawdę tu się dzieje. Kto jest kim oraz jak wszystkie, do tej pory rozrzucone wątki zaczynają łączyć się w jedną spójną całość. Drażniły mnie tylko rozważania niektórych bohaterów. Zbyt długie myśli o bezsensie ich życia.

Jak już wcześniej wspomniałem nie jest to jednotomowa powieść, lecz pierwszy tom serii. Domyśliłem się tego nawet bez spoglądania na ostatnią stronę, gdzie widnieje napis „Koniec Tomu Pierwszego”. Skąd to wiedziałem? Trzydzieści może czterdzieści stron przed dodatkami nie dostrzegłem jeszcze żadnego kulminacyjnego momentu. Chodzi mi o taki nagły wybuch, który zrzuca z krzesła czytelnika. Przyznam jednak w końcu nadszedł. Wielka eksplozja powaliła mnie sprawiając, że zacząłem żałować, iż to koniec. Chce czytać dalej. Chce zobaczyć, co przeznaczenie szykuje dla Takeshiego i reszty postaci.

Dopiero po odłożeniu już przeczytanej książki zrozumiałem, że to dopiero przystawka, a danie główne znajdziemy w drugim tomie. Ten nagły zwrot akcji o trzysta sześćdziesiąt stopni sprawił, że moja miłość do książek Kossakowskiej znowu wzrosła. Cały czas tylko nęciła czytelnika, zachęcała do dalszego brnięcia w lekturę by na końcu strzelić go obuchem w potylicę. To dobre porównanie, bo tak się poczułem. Otumaniony, nie do końca świadomy tego, co się stało. Jednak jak masochista chce tego więcej.

Czas jednak zakończyć moją dość chaotyczną recenzję. Na pewno jest to obowiązkowa lektura dla wszystkich wielbicieli autorki. Takie połączenie historii o samurajach, gangsterach, doprawionej odrobiną steampunku czy nawet science fiction. Dla jednych to za dużo dla innych w sam raz. Oceńcie ją jednak sami, bo to, co mi do gustu nie przypadło Was może zachwycić. Nie zrażajcie się moimi słowami i sięgnijcie po nią, a może ten świat Was wciągnie. Moja ocena 4/5.

Tytuł: Takeshi. Cień śmierci
Autor: Maja Lidia Kossakowska
Wydawca: Fabryka Słów
Data wydania: 11 kwietnia 2014
Liczba stron: 448
Oprawa: miękka
Format: 125x195 mm
Seria wydawnicza: fantastyczna fabryka
ISBN-13: 978-83-7574-727-0
Cena: 39,90 zł

2 komentarze:

  1. Takeshi to moja pierwsza książka Mai Kossakowskiej, zainteresowała mnie ale.... nie do końca lubię ten klimat

    OdpowiedzUsuń
  2. Polecam ci przeczytać również inne jej książki ponieważ pisze naprawdę niesamowicie :)

    OdpowiedzUsuń