Dla wielu Japonia kojarzy się z nowymi technologiami, samurajami czy też Godzillą. Nie chcą oni przyjąć do wiadomości albo po prostu nie wiedzą, że wiele filmów z Kraju Kwitnącej Wiśni (nie tylko te o wielkim jaszczurze) na zawsze odmieniły oblicze kinematografii. Czemu to odrzucają? Bo nie potrafią zrozumieć, że animacje to nie tylko bajki, ale prawdziwe życie, przedstawione w sposób barwny i niezwykły. Do niedawna tylko na rysunkach można było pokazać rzeczy, których komputery nie potrafiły jeszcze wykreować. Czasy jednak się zmieniają, a wspaniałe historie trwają w najlepsze. Nie wiem jednak czy jestem odpowiednią osobą żeby oceniać produkcje z gatunku, anime. Niewiele ich obejrzałem i może nie do końca je rozumiem. Chce jednak zachęcić jak największe grono osób do zapoznania się twórczością Hayao Miyazakiego (z góry przepraszam, jeżeli coś źle odmieniłem), jednego z pierwszych i do tego najbardziej znanego twórcę japońskich filmów animowanych. Pisałem już chociażby o jego „Księżniczce Mononoke”, a planuje jeszcze obejrzeć i zrecenzować nagrodzonego Oscarem „Spirited Away: W krainie Bogów”. Nie wiem czy to dobra ocena, ale na filmwebie dostały one ponad osiem w dziesięciopunktowej skali. Niewiele filmów z aktorami może pochwalić się takim sukcesem. Nie będę jednak przedłużał tego wstępu, ponieważ najwyższa pora opowiedzieć o „Ruchomym zamku Hauru”, wyprodukowanym w 2004 roku w studiu Ghibli. Podobno jego pierwowzorem były dzieła Diany Wynne Jones, lecz reżyser wprowadził w historii sporo zmian. Nie czytałem jednak jej książek, więc porównań tutaj nie znajdziecie.
Nastoletnia Sophie pracuje w sklepie z kapeluszami. Pewnego dnia będąc na spacerze zostaje zaczepiona przez dwóch strażników. Z opresji ratuje ją niezwykle przystojny młodzieniec, który pokazuje jej, czym jest magia. Jak się potem okazuje jest to Hauru potężny czarnoksiężnik i właściciel niezwykłego domu. Niestety, zainteresowanie dziewczyną nie podoba się Wiedźmie z Pustkowi, która rzuca straszny urok, zmieniając ją w staruszkę. Sophie postanawia uciec, nie wiedząc jak wyjaśnić wszystkim nagłą zmianę wyglądu. W drodze przez pustkowia spotyka Stracha na Wróble, który pomaga jej znaleźć nocleg. W ten sposób trafia do zaczarowanego Ruchomego Zamku zamieszkałego przez demona ognia Kalcyfera, młodego Marka oraz oczywiście Hauru. Zostaje z nimi na dłużej odkrywając sekrety tej niezwykłej budowli, która nie jest tym, czym wydaje się na pierwszy rzut oka.
Jedną rzecz muszę przyznać Miyazakiemu. Zna się facet na swojej robocie. Już od pierwszych minut film ten przyciąga, chociaż nie wiem, czym tak naprawdę. Na początku przecież nie mamy nic niezwykłego. Dziewczyna, nawet nie taka piękna, szyje sobie kapelusz. Jest jednak w tym coś uroczego. Może to zasługa wspaniałej kreski, a może ogólnie barwnego otoczenia, ale ma się ochotę obserwować dalsze jej poczynania. To taki trochę japoński kopciuszek. Zapomniałem jednak napomknąć, że wszystko dzieje się w czasach rewolucji przemysłowej, a większość maszyn działa na parę. Zazwyczaj nie lubię takich steampunkowych klimatów, ale tu wszystko jakoś do siebie pasuje. Chociaż jak tak patrzę na niektóre pojazdy, chociażby statki z gigantyczną ilością luf, wydają się trochę przesadzone. Ogólnie animacje trzeba pochwalić. Wszystko zostało dopracowane i dobrze przemyślane. Spoglądając na Ruchomy Zamek, do którego ten zwrot całkowicie nie pasuje dochodzimy do wniosku, że nie jest taki straszny, na jakiego wygląda. Wiem, że wielu zauważy, że mówię o nim jak o żywej istocie, ale taki mi się wydawał na pierwszy rzut oka. Szczerze na drugi tym bardziej. Ma w końcu nogi, a nawet jęzor. Pięknie wyglądają również wszelakie zaklęcia, potwory, a nawet cała maszyneria.
Na pochwałę zasługują również wykreowani bohaterowie. Jakby to powiedział Shrek mają oni warstwy. Czyli mówiąc po ludzku nie są tacy, za jakich ich się uważa. Za najlepszy przykład mogę podać chociażby wiedźmę, która na początku trochę przeraża, z czasem jednak zauważamy drugą stronę jej osobowości. Nieszczęśliwie zakochaną, pragnącą zdobyć serce ukochanego. Co najciekawsze nie jest to przenośnia. Ogólnie nie jest ona aż taka zła. Podobnie jest z Hauru. Widząc go pierwszy raz, zobaczymy pewnego siebie młodzieńca, spoglądając na niego później okażę się zakompleksionym nerwusem z syndromem narcyza. Wiem, że to dziwne połączenie, ale tak go odbieram.
Oczywiście jak to w anime bywa musi z całości płynąć jakaś nauka. Tym razem historia ta uczy nas, że nie należy oceniać drugiego człowieka po jego wyglądzie. Czyli to, co było w „Pięknej i Bestii”.
Warto wspomnieć również o tym, że film ten jest w wersji dubbingowanej. Swoich głosów użyczyli m. in. Joanna Jędryka (Sophie), Bartosz Adamczyk (Hauru), Jarosław Boberek (Kalcyfer) oraz Krystyna Tkacz (Wiedźma z Pustkowia). Dzięki temu widać, że w Polsce anime też ma duże grono wielbicieli.
Zastanawiam się teraz, czy już o wszystkim wspomniałem. Jakoś nic mi do głowy nie przychodzi dodatkowego, wiec zostaje mi tylko polecić wszystkim „Ruchomy zamek Hauru”. Ta barwna, ciekawa oraz świetnie wykonana animacja powinna spodobać się każdemu niezależnie od wieku. Nie ma tu aż tak dużo przemocy, rozczłonkowywania czy ogólnie rozlewu krwi. Jest niby wojna i bombardowania, ale nie widać bezpośrednio ofiar tego wszystkiego. Bardzo mi się to podoba, więc daje szczere 5-/5.
11 czerwca 2014
Ukryj widgety
Pokaż widgety
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz