Tryb noc/dzień

12 października 2014

Mój sąsiad Totoro

0
Jakiś czas temu postawiłem sobie za cel obejrzenie wszystkich anime ze studia Ghibli. Czemu? Pochwalić się one mogą bardzo wysokimi ocenami oraz masą pozytywnych komentarzy. Dlatego z przyjemnością dzisiaj prezentuje Wam „Mojego sąsiada Totoro”. Film ten zdobył niespodziewanie bardzo wielką popularność. Dzięki czemu tytułowy stworek stał się częścią logo studia. Zastanawiałem się skąd ja znam ten pyszczek. Wróćmy jednak do samej produkcji, a dokładniej do historii, którą opowiada.

Satsuki i Mei są siostrami, które wraz z ojcem przeprowadzają się na wieś, żeby być bliżej chorej matki spędzającej dużo czasu w szpitalu. Obie dziewczynki są zachwycone nowym miejscem. Zwłaszcza, że ich nowym domem ma być stara rozpadająca się rudera, pełna dziwnych, małych, czarnych stworzeń zwanych Sadzankami. To dopiero początek niezwykłych gości. Podczas zabawy w ogrodzie młodsza Mei zauważa niezwykłe zającopodobne istotki taszczące na plecach worek. Podążając za nimi trafia do dziupli olbrzymiego kamforowca, gdzie ze snu budzi tytułowego Totoro. Od tej chwili życie dziewczynek całkowicie się zmienia. Mimo, że nadal martwią się o zdrowie swojej mamy, to mają wiele radości z sąsiadów w postaci leśnych duszków. W ich życiu znowu zaczyna gościć szczęście.

Muszę przyznać, że produkcja ta nie jest tak poważna jak inne dzieła Hayao Miyazakiego, chociażby „Księżniczka Mononoke”. Nazwałbym to bardziej baśnią albo taką japońską wersją dobranocki. Nie wolno jednak zapomnieć, że we wszystkich jego filmach, tak jak i tutaj, spotkać możemy przekaz o szanowaniu natury. Piękny, niezwykły las oraz jego tzw. „skarby”, czyli żołędzie pokazują jak wielką wartość dla autora ma ekologia oraz zdrowe podejście do środowiska. Każdy przecież lubi spędzać czas na łące wsłuchując się w wiatr, który szumi w koronach drzew. Zastanawialiście się może, kto go wywołuje? Może to dość niezwykły autobus.

W tym momencie z przyjemnością chciałbym pochwalić postacie wykreowane przez scenarzystę i reżysera w jednej osobie. Sam Totoro jest dość osobliwy. Wielki, trochę misiowaty, o dość słodkim pyszczku, ale jak zacznie ryczeć mógłby przerazić niejednego. Na dziewczynkach jednak nie robi wrażenia. Tak samo jak kotobus posiadający aż sześć par łap i mający zamiast świateł szczury świecące oczami. Obie te istoty, czyli wiecznie śpiący strażnik lasu oraz dość cudaczny środek transportu, wyjątkowo się uśmiechają. Przypominają mi trochę Jokera z Batmana. Niby widać w ich wzroku szaleństwo, ale tak naprawdę to przyjacielskie uśmiechy. Ciekawy jest również wnuczek staruszki pomagającej im w przeprowadzce. Kanta, bo tak ma na imię, mimo nieśmiałości bardzo szybko się z nimi zaprzyjaźnia. Na pierwszy rzut oka wydaje się bardzo aspołeczny, jednak wiele zyskuje przy bliższym poznaniu.

„Mój sąsiada Totoro” to dość niezwykła produkcja. Tak daleka od przepełnionych przemocą anime, które oglądałem. Może nie wszystkie takie były, ale większość. Tutaj widać, że wszystko skierowane jest głównie do młodego widza. Same postaci byłyby przesłodkimi pluszakami. Nie brakuje tu ciepła, humoru oraz proekologicznych ideałów. Wspaniale go się ogląda, również niezależnie od wieku. Czasem miło jest poczuć się znowu dzieckiem. Wrócić do czasów bez trosk, pełnych łatwowierności i tej nieskrępowanej niczym wyobraźni. By móc cieszyć się nawet małymi drobnostkami. Moja ocena to szczere 5/5.
Ukryj widgety

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz