Luc Besson wiele razy udowodnił, że jest dość wszechstronnym reżyserem i scenarzystą. Wśród jego dzieł znajdziemy komedie, kino akcji, dramaty, jak i bajki dla dzieci. Wiele z tych filmów oglądałem i wydaje mi się, że zostały stworzone na bardzo wyrównanym poziomie. Najbardziej jednak spodobał mi się „Wasabi - Hubert zawodowiec”. Trzeba przyznać, iż ma już swoje lata. Powstał w 2001 roku, a muszę przyznać widziałem go już kilkanaście razy. Od samego początku wywoływał na mojej twarzy uśmiech i z biegiem czasu nic tego nie zmieniło.
Hubert Fiorentini (Jean Reno) nie jest zwykłym paryskim policjantem, w porównaniu do swoich kolegów, nie boi się użyć siły wobec przestępcy. Zbyt wielu stracił towarzyszy broni tylko przez to, że starali się oni być dobrzy. Koniec z tym. Wielką spluwą, mocnym ciosem oraz niesamowitą umiejętnością demolowania wszystkiego na swojej drodze, stara się utrzymać porządek. Pewnego dnia jednak przesadza. Po pobiciu syna prefekta zostaje zawieszony. Niestety, życie nie daje mu odpocząć. Zaraz potem otrzymuje pilny telefon z Tokio, gdzie ma zostać odczytany testament jego ukochanej, z którą rozstał się dziewiętnaście lat temu. Miko (Yuki Sakai), bo tak miała na imię, prócz pudełka pamiątek zostawiła mu coś jeszcze. Owoc ich współpracy sprzed lat. Huber będzie mógł liczyć na swojego dawnego przyjaciela Maurice’a (Michel Muller) zwanego Momo. Trzeba przyznać, że pomocna dłoń przyda mu się zwłaszcza, gdy na drodze pojawi się niebezpieczny gangster pragnący odzyskać swoją własność.
Jaka pewnie się zorientowaliście, fabuła nie jest zbyt rozbudowana i całe szczęście. W tej produkcji nie chodzi o żadne przekazy, tylko masę śmiechu oraz lanie się po pyskach. Te dwa elementy chyba najbardziej rzucają się w oczy. Nie brakuje tu żartów, gagów sytuacyjnych oraz innych zabawnych elementów. Mnie osobiście zawsze bawi ten spokój na twarzy Huberta, nawet jak zrobi coś złego, zawsze wygląda tak samo. Całkowicie poważna mina jakby był całkowicie niewinny. Jego zdaniem tak jest, bo nie widzi w swoich czynach nic nieodpowiedniego. Najzabawniejszy jest chyba Momo, to taki wiecznie uśmiechnięty, uwielbiający wszelką demolkę przyjaciel, który nie zostawi druha w potrzebie. Będziecie pękać ze śmiechu widząc jego próby kosztowania wasabi albo chociażby uszy. Jeżeli widzieliście film, wiecie, o co mi chodzi.
Wróćmy jednak do samej opowieści. Bardzo dobrym pomysłem było przedstawienie twardziela, jako faceta o gołębim sercu. Hubert potrafi być troskliwy, romantyczny, chociaż nadal w jego sercu gości miłość, która nie chce odejść. To go zatrzymuje i nie pozwala być szczęśliwy. Jest jak kotwica w życiu, które dawno minęło.
Pamiętajmy jednak czyj to jest film. Nie może tu zabraknąć strzelanin oraz bardzo efektywnych bijatyk. Czasami wydają się aż nazbyt przesadzone. Zwłaszcza jak przestępcy odlatują trafieni kulą z pistoletu. Nie wiem, co to za model broni, ale wygląda jakby strzelał z armaty.
Muzyka też jest niczego sobie. Kiedy trzeba jest melancholijna, spokojna taka idealna na kolacje we dwoje albo do ćwiczenia jogi. Wszystko zmienia się, kiedy akcja nabiera zawrotnego tempa.
Najwyższa pora kończyć już recenzję. Sam nie wiem, co mógłbym więcej powiedzieć o tym niezwykłym filmie. Nie jest on może numerem jeden na mojej liście, ale w pierwszej dyszce, chyba spokojnie się zmieści. Jeszcze nie raz wrócę do niego, bo zapewnia każdemu widzowi wspaniałą dawkę rozrywki, a nawet i wzruszenia. Moja ocena to 4/5.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ta strzałka jest naprawdę mega ;]. Wpis ciekawy, szczerze mówiąc bardziej niż recenzję potraktowałam to jako - fajnie by było sobie ten film przypomnieć. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńChodzi ci o strzałkę do poszerzania? :) przydatna funkcja :)
OdpowiedzUsuń