Zastanawialiście się kiedyś jakby to było gdyby w konfliktach zbrojnych brały udział smoki? Przyznajcie, dość hardcorowa wizja, prawda? To tak jakby wrzucić do średniowiecza transporter opancerzony z odziałem SWATu, albo z gimnazjalistami. Całkowita rozwałka. Nie mówię tu o walkach prowadzonych w XXI wieku. Jedna rakieta i po smoku. Chodzi mi bardziej o takie, które były kiedyś, statki żaglowe, armaty i żołnierze uzbrojeni w muszkiety, chociażby czasy wojen napoleońskich. No co, ciekawy pomysł na opowieść. Niestety, jest już zajęty. Jego autorką jest amerykańska pisarka mająca w sobie domieszkę polskiej krwi, no tak pół na pół, Naomi Novik. To właśnie ona stworzyła znakomity cykl „Temeraire”, którego pierwszy tom zatytułowany jest „Smok Jego Królewskiej Mości”.
Will Laurence jest kapitanem brytyjskiego statku wojennego, w czasie przejęcia francuskiej fregaty odnajduje w jej ładowni smocze jajo. Jest jednak pewien kłopot. Wkrótce coś się z niego wykluje. Mówiąc „coś” mam na myśli małego smoczka, który będzie potrzebował awiatora, czyli opiekuna. Niestety „zaszczyt” ten spada na Laurence’a. Oznacza to porzucenie dotychczasowego życia i całkowite oddanie się nowemu zajęciu. Ze względu na swój wiek, zazwyczaj awiatorzy trenowani są od najmłodszych lat, będzie on musiał przejść bardzo trudny trening. Napoleon nie śpi. Planuje jak zdobyć Anglię przy pomocy własnej powietrznej armii.
Oczywiście, pierwszy i największy plus tej książki to smoki. Uwielbiam o nich czytać. Wspaniałe, mistyczne, inteligentne (w tej książce nie wszystkie), a do tego długowieczne. Autorka wspaniale i dość oryginalnie przedstawiła te podniebne istoty. Zazwyczaj pisarze ukazywali je, jako niezależne. tylko w wyjątkowych okolicznościach kontaktujące się z ludźmi. Tutaj mamy istną symbiozę, przywiązani do swoich awiatorów, gotowi są ich bronić, nawet za cenę własnego życia, co ciekawe z wzajemnością. Zobaczymy tu prawdziwą przyjaźń międzygatunkową.
Co do fabuły, rozwija się bardzo płynnie i bez zbytecznego rozmachu. Nie chodzi mi tu o to, że jest nudno. Wszystko ma swoje miejsce i czas. Bohaterowie do wszystkiego dochodzą powoli. Nie ma nagłego przeskakiwania z miejsca na miejsce. Mogłoby się wydawać, że takie prowadzenie historii doprowadzi to monotonii. Na szczęście tak nie jest. Na czytelnika czeka duża różnorodność miejsc i postaci, z którego każdy ma, co innego do zaoferowania.
Jeżeli już o bohaterach mowa to trzeba coś wspomnieć o naszym awiatorze. Laurence z wyjątkowym spokojem przyjmuje to, że całe życie mu się zawaliło. Czasem mnie to drażniło, ponieważ wolałbym żeby podszedł do ściany walnął ją dwa razy albo rzucił krzesłem. On podchodzi do wszystkiego ze stoickim spokojem, chociaż są momenty, kiedy zostanie wyprowadzony z równowagi. Jednak z czasem zacząłem go doceniać. Przypominał mi mojego ulubionego aktora Stevena Seagala. Taki spokojny wojownik. Smok Temeraire jest równie wspaniały, rządny wiedzy i trochę rozbrykany jak nastolatek na wycieczce. Ogólnie wszyscy są przebojowi.
Pomysł jest fenomenalny. Taka alternatywna rzeczywistość. Historia z nutą fantazji. Uwielbiam takie klimaty. Zastanawia mnie jakby Napoleon wyglądał na grzbiecie smoka. Czy zamontowaliby mu jakieś podwyższenie?
Wracając jednak do smoków, chciałbym poruszyć dwa aspekty. Pierwszy dotyczy przedstawienia ich nie, jako powietrznych „rumaków”, jak to było chociażby w „Eragonie”, ale takich statków albo prędzej latających transporterów opancerzonych. Kilku strzelców, zastępca kapitana i oczywiście ekipa techniczna. I tu zaczyna się zgryz. Przez całą książkę nie mogłem wyobrazić sobie, jakiej one są wielkości. Niby mogą położyć głowę na kolanach swojego opiekuna, ale jak w takim przypadku pomieszczą taką zgraję na swoim grzbiecie. Na szczęście na ratunek przyszło zakończenie tomu. Tuż przed podziękowaniami znajdziemy kilka rycin oraz fragment innej książki (nieistniejącej), z której dowiemy się jak to jest z ich gabarytami.
„Smok Jego Królewskiej Mości” to wyjątkowa pozycja, która powinna przypaść do gustu każdemu wielbicielowi gatunku. Wciągająca, oryginalna, napisana prostym językiem (myliły mi się tylko nazwy smoków), zapewnia wiele godzin wspaniałej rozrywki. Już nie mogę się doczekać, kiedy dobiorę się do następnego tomu. Mam tylko nadzieję, że z każdą następną częścią poziom zostanie utrzymany, a nie zacznie spadać na łeb na szyje. Nie ma, co się jednak przejmować na zaś. Pożyjemy zobaczymy, a raczej poczytamy. Moja ocena to 4+/5.
Tytuł: Smok Jego Królewskiej Mości (His Majesty's Dragon)
Cykl: Temeraire
Tom: 1
Autor: Naomi Novik
Tłumaczenie: Paweł Kruk
Wydawca: Rebis
Miejsce wydania: Poznań
Data wydania: 24 kwietnia 2007
Liczba stron: 352
Oprawa: miękka
Format: 132 x 202 cm
ISBN-13: 978-83-7301-942-3
Cena: 27,90 zł
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Parę razy mignęła mi ta książka, ale jeszcze nie miałam okazji po nią sięgnąć. Również bardzo lubię smoki, więc książka, która o nich traktuje, może mi się spodobać :)
OdpowiedzUsuńKilka razy widziałam tę pozycję, ale sądziłam, że jest o zupełnie czymś innym :) Epoka napoleońska... Mniam! Aczkolwiek trochę poczekam, bo nieco za mocno zalatuje mi "Eragonem", a to może każdą lekturę obrzydzić -_-
OdpowiedzUsuńWidzę że ktoś tu nie lubi Eragona ;) Fakt faktem - jest to książka będąca efektem doskonałej machiny reklamowej rodziców autora (swoją drogą również jego wydawców), ale to wciąż dobre wprowadzenie do fantastyki dla 10 / 11-latka.
UsuńCiekawi mnie jaka będzie jego (Paoliniego) następna książka. Niedawno zakończył pisanie jakiegoś projektu science-fiction. ;)
A mi dla odmiany się kompletnie nie spodobało. Uważam że autorka kompletnie nie wykorzystała potencjału jaki krył się w osadzeniu powieści w okresie napoleońskim. Na dobrą sprawę, gdyby zmienić parę rzeczy kosmetycznych, to akcja "Smoka..." mogłaby mieć miejsce w każdym dowolnym okresie historycznym / niehistorycznym. Poza tym wydało mi się to jakieś krótkie, mdłe i w ogóle. ;)
OdpowiedzUsuńMoże następny tom będzie ciekawszy :) ten okres historyczny jednak najbardziej mi pasuje :) pierwszy raz spotkałem się ze smokami poza średniowieczem :)
UsuńFaktycznie, w literaturze fantastycznej motyw smoka pojawia się głównie w książkach których uniwersa są wzorowane na średniowieczu. Trudno się dziwić - średniowiecze to okres rozkwitu smoczych mitów (choć na pierwsze można natknąć się już w starożytnym Egipcie). Sam się nie zetknąłem do tej pory z książką ze smokami, która nie byłaby umiejscowiona w quasi wiekach średnich. Choć kojarzę film post-apo ze smokami i karabinami maszynowymi. Nazywał się bodajże "Władcy Ognia"
UsuńI to był a raczej jest świetny film :) wybiega daleko poza kanon smoczej fantastyki jeżeli mogę to tak określić :) uwielbiam kiedy pisarz zaskakuje :) dobra "Smok Jego Królewskiej Mości" może i ma niedociągnięcia ale autorka udowodniła, że jeżeli się chce można stworzyć coś nowego :) wydaje się że wszystkie tematy zostały już wykorzystane wszystkie stworzenia, wszelakie mitologie :) i nagle dostajemy przebłysk geniuszu :) nieoszlifowany diament :) może pozycja ta zainspiruje innych do poszukiwania nowej drogi w literaturze :)
UsuńJak mawiał znany rzymski komediopisarz Terencjusz "Nic nie zostało powiedziane, co nie zostało powiedziane już wcześniej". Jak widzisz, problem wykorzystania oklepanych schematów istniał już w starożytności, więc problemem nie jest to, że pisarze idą na łatwiznę i piszą to co napisano już kiedyś. Problemem jest to, że robią to w sposób kompletnie nieodkrywczy. A przecież da się wykorzystać coś starego po nowemu, prawda?
UsuńJeśli chodzi o cykl Temeraire, to sam pomysł był fajny - epoka w fantastyce niemalże nie eksploatowana (pomijając kilka retrofuturystycznych eksperymentów z lat 80, w których Brytyjczycy z pomocą broni jądrowej pokonują wojska Napoleona jeszcze zanim ten na dobre się rozkręcił).
Problem w tym, że Naomi Novik w ogóle tego nie wykorzystuje. Wciska żołnierzom do rąk muszkiety, wsadza na pokłady żaglowców, każe walczyć z Francuzami... i tyle. Zamień muszkiety na karabiny, żaglowce na pancerniki, Francuzów na Niemców i masz ten sam cykl tyle że rozgrywający się w II WŚ. Gdyby rozwinęła bardziej tło historyczne - wtedy "Smok..." byłby dużo lepszym utworem. A tak dostaliśmy bardzo proste, płytkie fantasy choć w interesującym settingu. :)
Dlatego właśnie należy doceniać takie perełki :) Czasem zdarzy się że komuś uda się odmierzyć niby już przetarte szlaki :) przyznaj jednak że nie wszyscy czytelnicy mogą być tak ambitni jak ty :) dla wielu książka to sposób na odpoczynek na rozrywkę :) nie sięgają po nią żeby uczyć się historii :) Czytałem kilka lat temu Cornwela i wiem o czym mówisz on potrafił naprawdę wrzucić czytelnika w dana epokę :) Nie wymagajmy jednak tego od wszystkich. Zobacz ze pozycja ta nie jest zbyt gruba. Chęć rozwinięcia tła historycznego spowodowałoby jej wydłużenie, a jednym z jej atutów jest właśnie format. Po coś takiego sięgnie również ktoś kto dopiero rozpoczyna swoją przygodę z książką.
UsuńCzytałam kiedyś dwa tomy, podobał mi się, ale że kontynuacji w bibliotece nie było, to na nich skończyłam. Może czas najwyższy wrócić do serii...
OdpowiedzUsuńTeraz jest kilka już tomów i nie wiem czy ostatnio kolejny nie został wydany.
Usuń