Większość anime, jakie recenzowałem do tej pory na moim blogu można było przypisać do dwóch kategorii. Pierwsza z nich to wielkie produkcje Studia Ghibli, tworzone z rozmachem i przesycone morałami. Kolejne to wieloodcinkowe tasiemce, w których głównym zadaniem bohaterów było lanie się po pyskach. Dlatego też dzisiejsza opinia może być dla wielu zaskoczeniem, ponieważ należy do gatunku, po który sięgam naprawdę rzadko. "Neon Genesis Evangelion" spokojnie można opisać, jako dramat psychologiczny w klimatach science fiction. Moim zdaniem najgorsze połączenie, jakie może być. Zacznijmy jednak od fabuły.
Minęło piętnaście lat, od kiedy straszliwa katastrofa zwana Drugim Uderzeniem zdziesiątkowała ludzkość. Czas spokoju zakończył się wraz z nadejściem przerażających istot zwanych Aniołami, których jedynym zadaniem jest niszczenie wszystkiego na swojej drodze. Żadna konwencjonalna broń skonstruowana przez ludzi nie działa na te potwory. Jedyną nadzieją dla świata są Evangeliony, przeogromne roboty jeszcze straszniejsze niż przeciwnicy, z którymi walczą. Na początku serialu spotykamy nastoletniego Shinjiego Ikari, który po wielu latach ma w końcu spotkać się ze swoim ojcem. Nie ma jednak, co liczyć na rodzinne spotkanie. „Kochający tatuś” niezważający na zdrowie psychiczne syna wymaga od niego by zasiadł za sterami jednego z bojowych mechów. Niestety, decyzja ta niesie ze sobą wiele konsekwencji. Każdy, kto pilotuje ową maszynę jest z nią połączony nie tyle fizycznie, co mentalnie. Wszystkie ataki, które natrafią na metalowy pancerz zostaną w pełni odebrane również przez pilota. Shinji nie jest jednak sam. Z podobnymi problemami musi radzić sobie również dwójka innych dzieciaków. Bardzo milcząca i oddana sprawie Rei Ayanami oraz mająca bardzo wysokie mniemanie o sobie Asuka.
Fabuła jest o wiele bardziej zbudowana i zagmatwana niż to widać na pierwszy rzut oka. Jednak pełne jej zgłębianie zostawię tym, którzy będą mieli odwagę sięgnąć po ten serial. Wielkim plusem jest to, iż ma on tylko 26 odcinków. Jak na Japońskie produkcje to naprawdę niewiele. Trzeba się jednak przygotować na to, co otrzymamy.
Bohaterowie obciążeni są nie tyle odpowiedzialnością, która spadła na ich barki, co po prostu ciężarem emocjonalnym zebranym przez lata. Mimo, iż są młodzi przeżyli naprawdę wiele. Najlepszy przykład to Shinji, który porzucony niegdyś przez ojca stara się go nienawidzić, jednocześnie próbuje też sprostać jego wymaganiom i zasłużyć na dobre słowo. Często jego rozterki widziane są w serialu. Niejednokrotnie daje się ponieść emocjom i to do tego stopnia, iż zaczyna to przypominać obłęd. Wiele razy widzowi zatrze się świat rzeczywisty z tym, który powstaje w głowie bohatera. Dla niektórych to może być naprawdę za dużo.
Czytałem, że twórca serialu, Hideaki Anno sam przechodził depresję. Widać to znakomicie, ponieważ to, co czują postacie nie mogło zostać stworzone sztucznie. Dostrzeżemy tu ten ogrom negatywnych uczuć, których nie potrafiłby zagrać żaden aktor, bez przeżycia tego na własnej skórze. Dlatego właśnie lubię anime. Rysowanie całej historii daje większe możliwości w jej ukazaniu, nie ograniczają nas obsada aktorska i efekty specjalne. Można ponieść się wyobraźni, nawet tej jak najbardziej zdegenerowanej.
Pod względem wizualnym wszystko przedstawia się naprawdę obłędnie. Na największą pochwałę zasługują Anioły tak różne od siebie jak to tylko możliwe. Na początku wydawało mi się, że będziemy mieli do czynienia z przerażającymi potworami. No wiecie macki, okropne ślipia albo coś w tym pokroju. Dostaliśmy jednak coś całkowicie innego. Autorzy udowodnili, że nawet z latającej bryły można stworzyć przerażającego przeciwnika. Podobnie jest z Evangelionami oraz walkami zapierającymi po prostu dech w piersi.
Neon Genesis Evangelion nie jest złą produkcją. Stworzona dwadzieścia lat temu spokojnie może zachwycać tak samo po dziś dzień. Niestety, została skierowana do dość wąskiej grupy odbiorców o dość mocnej psychice. Sięgam po tego typu seriale, żeby się zrelaksować, uspokoić nawet w ogniu wystrzałów z ogromnych dział. Tym razem jednak męczyłem się za każdym razem, kiedy było ukazywane emocjonalne rozchwianie bohaterów. Próba zgłębienia tego, co im w głowie siedzi oraz wielokrotne staranie się rozdzielenia rzeczywistości od fantazji sprawiły, że na pewno nie sięgnę za kinowe wersje tego dzieła. Trzeba przyznać, serial jest niesamowity i oryginalny, ale mnie to nie rusza. Dlatego też nie mogę ocenić inaczej jak tylko na 3-/5.
4 października 2015
Ukryj widgety
Pokaż widgety
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz