Tryb noc/dzień

16 grudnia 2015

Dr. Dolittle 2

2
Motyw rozmawiających zwierząt od zawsze był wykorzystywany w wszelakiego rodzaju komediach. Widzieliśmy to chociażby w „I kto to mówi”, „Babe - świnka z klasą” albo „Cziłała z Beverly Hills”. Niema, co się dziwić, nasi czworonożni przyjaciele zawsze mogli pochwalić się w nich ciętym dowcipem oraz masą sarkazmu. Czemu o tym wspominam? Bo chciałbym przedstawić Wam dzisiaj drugą już część, w której zobaczymy najbardziej niezwykłego lekarza. „Ojcem” Doktora Dolittle jest nie, kto inny jak Hugh Lofting, który po raz pierwszy ukazał go szerszej publiczności w swoich książkach dla dzieci. Ta niezwykła powieść doczekała się wielu ekranizacji i adaptacji. Dzisiaj opowiem, chyba o najlepszej kinowej serii, w której w rolę doktora wcielił się znakomity Eddie Murphy.

Doktor John Dollitle (Eddie Murphy) nie ma łatwego życia. Od kiedy odkrył w sobie niezwykły dar, jakim jest rozmowa ze zwierzętami, ilość obowiązków zwiększyła się dwukrotnie. Nie zrezygnował z leczenia ludzi jednakże teraz doszli do tego również czworonożni pacjenci. W takim przypadku lepiej się nie pomylić, bo się jeszcze wysterylizuje nie tego, co trzeba. Niestety, jego praca odbija się na stosunkach z rodziną. Dzieci oddalają się od niego, tak samo jak i żona, bo nigdy nie może znaleźć dla nich czasu. Kolejne zadanie, jakie stawia przed nim los przebije wszystkie dotychczasowe. Zostaje, bowiem poproszony przez „bobra chrzestnego” by uratował las, któremu grozi całkowite wycięcie. Jedyną szansą jest połączenie dwóch niedźwiedzi. Ostatnich ze swojego gatunku. Problem jest jednak taki, że samica jest dzika, a samiec całkowicie miastowy. Do tego wszystkiego wychowany na showmana i gwiazdę cyrku. Czy uda mu się odnaleźć w dziczy? O tym przekonajcie się sami.
Opowieść, którą otrzymujemy spokojnie można nazwać jednym wielkim gagiem. Już od pierwszych minut filmu na twarzy widza zagości uśmiech i nie zniknie dopóki nie pojawią się napisy końcowe. Producenci postarali się żebyśmy mieli się, z czego pośmiać. Na pęczki znajdziemy tutaj wspaniałe i przezabawne teksty wypowiedziane przez zwierzęta, które za nic mają sobie uczucia ludzkie. One nie owijają w bawełnę, a walą prosto z mostu. Najlepszy jest jednak Archi, gapowaty Casanova od siedmiu boleści.

Na szczęście cała historia nie kręci się tylko wokół śmiania się. Możemy tutaj dostrzec zwykłe rodzinne problemy. Ojca niepotrafiącego dogadać się z dorastającą córką, bunt młodzieżowy oraz jej chłopaka wyskakującego z tekstem ściągniętym od królika Bugsa „Co jest doktorku?”. Możecie sobie wyobrazić ciekawszą mieszankę?

Dodatkowo znajdziemy również bardzo interesujący wątek związany z ekologią. Mowa tu o wycinaniu lasów będących domem masy stworzeń. Od lat panuje ten przerażający proceder. Właściciele firm tak naprawdę nie przejmują się, jakie szkody potrafią wywołać swoimi czynami. Takie nagłe zmiany środowiska mogą całkowicie zmienić ekosystem doprowadzając do wymarcia wielu gatunków, których nie da się już odtworzyć. Jak sami widzicie największymi bestiami okazują się ludzie.

Oczywiście nie można zapomnieć o osobie, bez której ten film niebyły taki przebojowy. Eddie Murphy to dla mnie człowiek legenda. Jeden z najlepszych komików, jacy chodzili i chodzą po Ziemi. Od zawsze wywołuje salwy śmiechów na twarzach tysięcy widzów. Nie musi mówić nic śmiesznego wystarczy, że zacznie się krzywić. Przyznam, iż ten rodzaj komizmu bardzo mi przypomina Billa Cosby’ego.

„Doktor Dollitle 2” to wspaniała opowieść dla całej rodziny. Nie ważne ile macie lat na pewno znajdziecie w niej coś dla siebie. Bawi, wzrusza, a co najważniejsze ukazuje, że jak się chce to można. I dogadać się z rodziną, i zaakceptować siebie oraz zdobyć miłość swojego życia. Tylko proszę Was nie bierzcie przykładu z Archiego. Moja ocena to 4/5.

2 komentarze: