W ostatnim czasie coraz częściej hollywoodzcy reżyserzy i scenarzyści biorą się za odświeżanie starych dobrze znanych historii. I nie chodzi mi tutaj o powtarzanie tych samych opowieści ubranych tylko w nowe, barwne szaty. Tworzą oni prequele, czyli ukazują wydarzenia sprzed głównego wątku. Tak właśnie jest z filmem, o którym dzisiaj Wam opowiem. „Piotruś. Wyprawa do Nibylandii” został wyreżyserowany przez Joe Wrighta specjalistę od filmów kostiumowych. To właśnie on dał nowe życie „Dumie i uprzedzeniu”, „Annie Kareninie” oraz kilku innym produkcjom. Może właśnie, dlatego jego najnowsze dziecko było, aż tak bardzo wyczekiwane. Niestety, nie zawsze udaje się stanąć na wysokości zadania tak jest i tym razem.
Piotruś (Levi Miller) jest sierotą, wraz z grupą innych chłopców prowadzi dość smutne życie pod rządami wrednej Matki Barnabas (Kathy Burke). Pewnego dnia wszystko się zmienia. Niestety, nie na lepsze. Trafia, bowiem w ręce dość niezwykłych piratów podróżujących latającym statkiem. Oni zabierają go do Nibylandii, rządzonej przez okrutnego Czarnobrodego (Hugh Jackman) wykorzystującego dzieci, jako tanią siłę roboczą w swoich kopalniach. To właśnie od niego Piotruś dowiaduje się, gdzie może odnaleźć swoją matkę. Najwyższa pora na niebezpieczną podróż, dzięki której odkryje swoje własne przeznaczenie. Za towarzysza będzie miał Hooka (Garrett Hedlund) tego samego, który stanie się w przyszłości jego największym wrogiem.
Zanim zacznę ganić tę produkcję może zacznę od pochwał, bo tych jest o wiele mniej. Ogólnie świat został idealnie wykreowany. Przepiękna, barwna Nibylandia po prostu zachwyca swoją niezwykłością i sekretami, które skrywa. Podróżując wraz z bohaterami będziemy mieli możliwość odkryć kilka z nich. Jest to znakomity kontrast, jeżeli weźmiemy pod uwagę szarą i niebezpieczną rzeczywistość.
I wiecie, co? Najwyższa pora trochę pomarudzić. Po pierwsze zastanawia mnie, dla jakiej kategorii wiekowej film ten jest skierowany. Pełno w nim brutalności oraz nikomu nie potrzebnej przemocy. Wiem, że walki są potrzebne, musi być akcja, ale czemu nie przepełnia jej humor. Próba ubarwienia zabijania niewinnych została tu moim zdaniem naprawdę skiepszczona. Co mają oznaczać te kolorowe wystrzały? No dobra krew nie leci, ale i tak wiadomo, co się dzieje z ofiarami napaści. Nie jest to jedyna taka scena. Kolejna i to jeszcze bardziej szokująca ma miejsce w jaskini. Kurcze, chciałbym powiedzieć, kogo tam spotykają, ale byłby to chyba zbyt wielki spoiler. Ale mówię Wam byłem po niej wstrząśnięty i to bardzo.
Bohaterowie sami w sobie nie mają zbyt wiele do zaoferowania. Jakoś żaden z nich nie został w pamięci na dłużej. Jeżeli spojrzymy na młode wcielenie przyszłego Kapitana Hooka to zobaczymy tutaj odmłodzonego Indianę Jonasa, tylko bata mu brakowało. Nawet muzyka była bardzo podobna. Czarnobrody to chyba jedna z najgorszych ról Hugh Jackmana. Po znakomitej roli Wolverine’a tutaj po prostu nie mógł rozłożyć skrzydeł. Widziałem go w bardziej nie tylko wstrząsających, co przepełnionych akcją produkcjach. O reszcie nie będę wspominał, bo naprawdę nie warto.
Nie mam wątpliwości, że powstanie kolejna część. Zwłaszcza, że nie została tu wyjaśniona największa tajemnica, która na pewno nurtuje większość osób czytających Piotrusia Pana. Mowa tu o dość specyficznej relacji między nim, a Kapitanem Hookiem.
Ogólnie film jest dość płytki i nieciekawy. Nie wiem czy dzieci wytrzymają przy nim prawie dwie godziny, ale ja już po połowie tego czasu zacząłem wysiadać. Nic mnie nie zaskoczyło, nic nie zafascynowało. No dobra, było na co popatrzeć, ciekawe kostiumy i ogólnie niesamowicie barwny świat, ale nie tylko na tym powinna być budowana hollywoodzka produkcja. Fabułą nic takiego nie wnosi tak naprawdę do tej dobrze znanej opowieści. Już wiemy skąd się wziął Piotruś Pan, ale czy aż tak bardzo nas to ciekawiło? Nie powiedziałbym. Dlatego też nie mogę dać więcej niż tylko 3+/5.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie oglądałam i dzięki tej krótkiej recenzji raczej tego nie zrobię.
OdpowiedzUsuńSzkoda trochę może spojrzałabyś na ten film nieco inaczej niż ja.
UsuńWidzę, że więcej wad niż cała produkcja była tego warta. Jakoś nie specjalnie oglądam stare przerobione na nowe jak w tym przypadku. Ale kto powiedział, by nie obejrzeć Piotrusia w starej wersji? To na ich minutach kojarzymy swoje dzieciństwo, czy dorastanie, a nie na nowych, płytkich produkcjach, które w sumie nie mają sensu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie w wolnej chwili. ;)
Bardzo mądrze powiedziane chociaż przyznać muszę są takie produkcje które mimo odświeżenia trzymają fason :) stare filmy miały jednak pewną moc :) mimo braku odpowiednich efektów specjalnych pobudzały wyobraźnie :)
UsuńDzięki. Czuję się zachęcony!
OdpowiedzUsuńFajnie, że na ciebie tak to zadziałało :) miłego oglądania :)
Usuń