Zastanawialiście się może kiedyś, co tak naprawdę czyni z nas ludzi? Wygląd, umiejętność samodzielnego podejmowania decyzji, a może coś jeszcze. Nieczęsto biorę się za rozmyślania na takie dość skomplikowane tematy. Mówię skomplikowane, iż odpowiedzi może być naprawdę wiele. Wszystko zależy od tego, z której strony do niego podejdziemy. Jak pewnie zauważyliście zawsze wstęp jest po części związany z filmem, który recenzuje. Tak jest i tym razem.
Dwa lata temu na ekrany film trafiła niezwykle „mądra” produkcja, koło której naprawdę ciężko przejść obojętnie. Jest to thriller science fiction wyreżyserowany przez Alexa Garlanda. Tytuł jego, „Ex Machina”.
Młody programista imieniem Caleb (Domhnall Gleeson) wygrywa konkurs w firmie i dostaje szansę udziału w niezwykłym eksperymencie. Trafia on, bowiem do oddalonego od cywilizacji domu, w którym jego szef Nathan (Oscar Isaac) przeprowadza badania nad sztuczną inteligencją. Nie będzie to jednak spokojna wyprawa. To, co zobaczy na miejscu przerazi go i zafascynuje zarazem. Ujrzy wynalazek, który już wkrótce może odmienić obliczę ludzkości.
Wiem, że niewiele powiedziałem, ale pewnie wielu z Was i tak będzie czepiało się, że już zaspoilerowałem. Za co serdecznie przepraszam, ale na serio nie wiedziałem jak to okroić.
Na samym początku chciałbym zwrócić uwagę, iż to całkowicie nie mój gatunek. Jakoś nigdy nie przepadałem za thrillerami, zwłaszcza w klimacie fantastyki naukowej. Jedno muszę przyznać, nawet na mnie film ten zrobił ogromne wrażenie. Nie chodzi mi tutaj tylko o znakomite efekty specjalne, bo one są tak naprawdę tylko elementem tła w całej historii. Mowa tu o dogłębnym i bezpośrednim przekazie, jakim jest człowieczeństwo. A dokładniej, co tak naprawdę sprawia, iż jesteśmy ludźmi.
Samo miejsce akcji jest niezwykłe. Dom na całkowitym odludziu, klaustrofobiczny, zamknięty, a w nim Ona. Istota, która kładzie kres dotychczasowemu ludzkiemu rozumowaniu. Na samo wspomnienie tego mam ciary na plecach. Zwłaszcza, że mamy szansę zobaczyć wiele negatywnych emocji. Zazdrość, nienawiść, kłamstwo, sadyzm i nie tylko. Wszystko to przedstawi niezwykle okrojona grupa aktorów. Obsada spokojnie zmieściłaby się do poloneza. Jeżeli chodzi o ich grę aktorska to czapki z głów. Znakomicie wcielają się w swoje role ukazując przy tym masę ekspresji.
Twórcy nie skupili się tylko na odpowiednim ukazaniu tematu. Wiele pracy włożyli również w wizualną otoczkę całości. Porusza ona podstawowe zmysły widza. Wspaniała muzyka, hipnotyzuje prowadzając nutę niepewności, a obrazy dopełniają całości. Uwielbiam momenty, gdy prąd gaśnie pomieszczenia robią się czerwone od światła awaryjnego i wiem, że zaraz coś nadejdzie. To niesamowite uczucie. Skoro już o tym mówimy warto zwrócić uwagę na sprzeczności otoczenia. Bezbarwność i iście sterylna prostota budynku połączona z wielokolorową i przepełnioną życiem naturą.
Naprawdę cieszę się, że obejrzałem ten film. Porusza on temat, nad którym powinniśmy się dogłębnie zastanowić. Ukazuje relację twórcy i jego dzieła. Nie wiem, czemu ale w czasie pisania tej recenzji przypomniałem sobie historię Pinokio. Naprawdę niezbadane są kierunki moich myśli.
Wracając do filmu. Mamy tutaj do czynienia z pełni dopracowaną, wstrząsającą i nieco kontrowersyjną produkcją. Sam w pełni nie wiem, co mam o niej myśleć. Głównie dlatego, iż podobała mi się, a zarazem nie podobała. To istna perełka wśród wielu powtarzających się po stokroć schematów.
Widzę, że zaczynam się powoli plątać w moich wypowiedziach. To najlepszy znak, że pora zakończyć dzisiejszą recenzję, mimo iż jeszcze tyle słów ciśnie mi się na usta, a dokładniej pod palce. Dlatego też nie bądźcie obojętnie. Obejrzyjcie „Ex Machinę” sami i przekonajcie się ile w moich słowach prawdy. Ocena zaskakująco wysoka, 4+/5.
12 marca 2017
Ukryj widgety
Pokaż widgety
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz