Po tak ogromnym sukcesie pierwszej części „Piratów z Karaibów” zatytułowanej „Klątwa Czarnej Perły” było pewne, że twórcy będą się starali wyciągnąć każdego centa z tej historii. Dlatego też nie mogło zabraknąć jej kontynuacji. O „Skrzyni Umarlaka” już dość sporo powiedziałem, dlatego pora na ciąg dalszy opowieści, czyli „Na krańcu Świata”. Tak dobrze przeczytaliście obie te części są nierozerwalnie połączone, dlatego też wiele wątków będzie kontynuowanych. Ostrzegam jednak, iż dzisiejsza recenzja będzie zdradzała fakty dotyczące fabuły poprzedniej części. Dla własnego dobra, jeżeli nie chcecie sobie popsuć niespodzianki odradzam czytanie poniższego akapitu.
Lord Cutler Beckett (Tom Hollander), jako posiadacz serca Davy’ego Jonesa ma pełną władzę nad niepokonanym jak do tej pory Latającym Holendrem, który staje się bronią do walki z piratami. I to trzeba przyznać bardzo potężną i skuteczną. Prócz wielu zniszczonych okrętów pływających pod czarną banderą na szafocie giną setki o ile nie tysiące korsarzy oraz osób ich wspierających. Tymczasem Will (Orlando Bloom) wraz ze swą ukochaną Elizabeth Swann (Keira Knightley) oraz niedobitkami z Czarnej Perły postanawia uratować pożartego przez Krakena Jack’a Sparrowa (Johnny Depp). W tym celu muszą wybrać się na Kraniec Świata, ponieważ tam znajdują się tajemnicze zaświaty zwane Lukiem Davy’ego Jonesa. Jednak załoga nie może obyć się bez kapitana. Tym razem za sterem staje Kapitan Hektor Barbossa (Geoffrey Rush). Tak on znowu żyje. Podróż ta będzie jednak bardzo niebezpieczna. Nie tylko ze względu na miejsce, do którego się wybierają, ale również na spiski, zdrady oraz porachunki pirackie, których staną się uczestnikami.
To, co napisałem to tak naprawdę promil całej akcji i wszystkich wątków, które zobaczymy. Tym razem twórcy nie oszczędzali widzom atrakcji. Zostajemy wplątani w nie tyle wojnę, co starcie między żądnym krwi Beckettem, a piratami. To coś więcej niż tylko walki zbrojne. Jest to również świetna okazja, żeby przekonać się jak wygląda życie korsarzy. I nie chodzi mi tu tylko o plądrowanie innych statków, ale bardziej o hierarchię władzy oraz to, że nie mają oni całkowicie wolnej ręki. Nawet ich obowiązują pewne przepisy. I właśnie to mi się podoba najbardziej. Odchodzimy tutaj od wizerunku takiego bezwzględnego pirata, któremu wszystko wolno, takiej bestii bez sumienia. To samo jest z wikingami, którzy uważani są za barbarzyńców, a tak naprawdę byli oni bardziej cywilizowani niż może nam się to wydawać.
Niestety opowieść może i jest ciekawa, bo pojawia wie wiele nowych i interesujących postaci takich jak chociażby Kapitan Sao Feng (Yun-Fat Chow), który nie został do końca wykorzystany. Podobnie jest z innymi. Największy jednak problem leży gdzieś indziej. Twórcy starali się w ciągu całego filmu pokazać nam, aż nazbyt wiele. Przez co sposób prowadzenia fabuły nieco się rozkraczył. W jednym miejscu akcja pędziła jak Struś Pędziwiatr, a w innym się ślimaczyła, przez co kilka razy miałem ochotę przewinąć film. Znajdziemy tutaj również kilka niewyjaśnionych moim zdaniem wątków.
Jeżeli chodzi o bohaterów to nieco mnie irytował Jack Sparrow, z którego chciano zrobić niezrównoważonego psychicznie wariata. Prościej chyba nie da się tego określić. Wiem, że chciano tym rozbawić widza, ale co za dużo to nie zdrowo. A skoro już mówię o humorze to trzeba przyznać postarali się. Mimo że filmowi temu daleko do komedii to nie zabrakło tu zabawnych momentów. Pełno w nim gagów i sarkastycznych odzywek na szczęście niedoprawionych przekleństwami. Najlepsze jest jednak pojawienie się dwóch konkurujących ze sobą kapitanów. Mało się nie popłakałem obserwując ich przepychanki.
Jednakże najmocniejszy element tej produkcji to oczywiście charakteryzacja i efekty specjalne. Jedno i drugie jest na moim zdaniem mistrzowskim poziomie. Jeżeli widzieliście poprzednie części i uważaliście, że tam się spisali to musicie zobaczyć to, co nam tutaj fundują. Mało szczęka mi nie opadła. Będę musiał ją czymś podwiązać, jeżeli następna część będzie pod tym względem lepsza. Obłędnie przedstawiają się również porty, do których dopłyną nasi bohaterowie. Przepiękne różnorodne stroje oraz ogólnie urok tych miejsc zachęca do podróży.
A tak jeszcze ode mnie zakochałem się chyba w Elizabeth Swann, której coraz dalej do grzecznej dziewczynki i panienki z dobrego domu. To kobieta, która wie, co chce od życia i zrobi wszystko żeby to osiągnąć. Uwielbiam patrzeć jak się ona rozwija a to, co nastaje na samym końcu doszczętnie łamie mi serce. Hlip, Hlip.
Oczywiście żartowałem, muszę jednak przyznać, że czuje się rozdarty. Mimo iż tej produkcji daleko do doskonałości i samymi efektami specjalnymi twórcy nie zamydlą mi oczu jest to chyba najlepsza jak do tej pory część. Wiem, że znowu plączę się w zeznaniach, ale biorąc pod uwagę, że odchodzimy tutaj od komedii rodzinnej na rzecz bardziej dramatu jest wielkim plusem. Znajdziemy tutaj, bowiem wiele momentów smutnych, rozdzierających nie tylko bohaterów, ale również widzów. Dostaniemy ogromny zastrzyk nie zawsze pozytywnych emocji. Jednakże dzięki temu jeszcze bardziej wejdziemy w tę historię. Postaramy się bardziej zrozumieć postacie i razem z nimi będziemy cieszyli się ich szczęściem. Dlatego ze szczerym sercem daje 5+/5.
19 czerwca 2017
Ukryj widgety
Pokaż widgety
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz