Chińskie kino od zawsze kojarzyło mi się z przesadą. Bohaterowie potrafiący fruwać, walczyć jak dzikie zwierzęta czy też samą swoją prezencją i uzbrojeniem wyglądający jakby byli w stanie pokonać nie jedną armię. Czy to jednak coś złego? Wszystko zależy od tego, jaki dostaniemy produkt końcowy. W końcu na „Przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka” nikt nie marudzi. Jednak nie o tym filmie chciałem mówić, ale wyprodukowanym przez Stany Zjednoczone oraz Chiny „Wielkim Murze”, który do kin trafił w ubiegłym roku. Jego reżyserem jest Yimou Zhang pracujący chociażby przy „Hero” czy też „Domie Latających Sztyletów”. Samo to powinno Was uświadomić, czego możecie się spodziewać.
Grupa najemników wyruszyła w daleką podróż. Ich celem jest odnalezienie najpotężniejszej broni, jaką jest proch. Niestety ścigani przez opryszków giną jeden po drugim. W czasie pościgów całkowicie przypadkiem ostatnia dwójka z nich William (Matt Damon) i Tavor (Pedro Pascal) trafia na okryty tajemnicą gigantyczny mur, strzeżony przez niezwykłą armię. To ostatnia linia obrony. Potężne zło zbliża się wielkimi krokami. Zagraża ono nie tylko Chinom, ale również całemu Światu.
Teraz przydałaby się jakaś trzymająca w napięciu muzyczka i jesteśmy w domu. No dobra nie do końca. Ponieważ film ten nic nowego nie wnosi do kinematografii swoją fabułą. W końcu ile to razy Świat był zagrożony przed wielkim złem, był wybraniec, dużo walki oraz wątek romantyczny. Dla każdego coś dobrego, ale to nic nowego. Ale mi się zrymowało. Jak sami widzicie twórcy za bardzo nie poszaleli. Nie wiem czy to z powodu braku wyobrazi czy też innych powodów, ale za coś trzeba ich pochwalić. Za rozmach.
Pod tym względem pobili moim zdaniem nawet ostatnią część Hobbista. I mówię to całkowicie serio. To, co widz będzie miał szansę zobaczyć zwali go z nóg. Tytułowy Wielki Mur powinien nazywać się Ogromniasty i Wypasiony. Wiadomo, że chodzi tu o chyba jedyną budowlę widoczną z kosmosu, czyli Chiński Mur, ale ta wersja została podkręcona do granic możliwości. To dosłownie ciągnąca się kilometrami twierdza uzbrojona w najnowsza jak na tamte czasy technologie. Mamy tutaj arkabalisty, katapulty, samopowtarzalne kusze oraz masę innego uzbrojenia. I to wszystko dosłownie wychodzi ze ścian. To taki murowany chiński scyzoryk. Najlepsza jest jednak armia oraz oddział specjalny zwany Żurawiami (ciekawy pomysł). Tutaj mamy kolejny dowód przesady. Nie wystarczy, że wyglądają oni jak Power Rangers z powodu koloru zbroi to oczywiście ich pancerze muszą być bogato zdobione i to nie tylko generałów. W ogóle te odcienia są strasznie odrealnione, bo aż nazbyt jaskrawe. Chociaż może w Chinach potrafiono tak barwić tkaniny.
Teraz o postaciach. Tak naprawdę wartych uwadze jest tylko czwórka z nich. Matt Damon wciela się w postać najemnika, który wiele rzeczy zrobił złych, a teraz musi zmierzyć się z dylematem moralnym i materialnym. Bogactwo czy chwała. Postać ta wyszła mu całkiem, całkiem. Mimo że nie widziałem go zbyt często w filmach, to przyznam, wczuł się w to, co gra oddając tej roli część siebie. Jego kompan Tavor, w tej roli Pedro Pascal, jest jego przeciwieństwem, z charakteru bardziej arogancki, ale również zabawniejszy. Jeszcze jest Willem Dafoe, czyli filmowy Ballard, który dla mnie jest kompletnie nijaki. Przechadzał się gdzieś tam korytarzami, ale aż nazbyt nie zwracałem na niego uwagi. I najważniejsza rola kobieca, Komandor Lin Mae, w którą wcieliła się Tian Jing. Jej postać jest najciekawsza. Kobieta próbująca dorównać mężczyznom, a jednocześnie znająca swą wartość, niedoświadczona życiowo za to zaprawiona w boju. Niby niewinna, a jednocześnie zabójcza. Może błędnie to interpretuje, ale taka mi się wydaje. Wszystkie te przeciwności odczytałem z jej gry aktorskiej oraz historii.
I oczywiście efekty specjalne. Równie przesadzone, co zachwycające. Nie tylko w samym Murze musieli się napracować, bo nie wiem czy zbudowałoby taka makietę, ale również w potworach, z którymi będą musieli się zmierzyć. One wyglądają rewelacyjnie. Przerażająco i empatycznie zarazem, nikt nie chciałby mieć takiego zwierzaczka. Sposób ich poruszania, ataki, pożeranie ofiar wszystko to wygląda obłędnie tak realistycznie. A skoro o nich już mówię na pochwałę zasługuje ich twórca. Wymyślenie hierarchii, sposobu porozumiewania się wszystko to zostało dopracowane bezbłędnie. I oczywiście nie mogło obejść się bez spowolnienia czasu. Wykorzystywany on jest dość regularnie zwłaszcza dla podkreślania, że zaraz nastąpi coś ważnego. To chyba spoiler co?
„Wielki Mur” to epickie widowisko tworzone na gigantyczną skalę. Barwne, czasami ciekawe, ale co najważniejsze zapewniające rozrywkę na dość wysokim poziomie. Wydziałem ten film na mniejszym ekranie, ale w kinach musiał prezentować się imponująco. Zwłaszcza, że teraz wszystko w 3D robią. Spodziewaliście się pewnie, że będę marudził a tu same pozytywne rzeczy. Muszę przyznać, iż twórcy poszaleli z rozmachem i czasami nadmiarem atrakcji jednakże w ostatecznym rozrachunku prezentuje znakomite kino akcji mimo małej oryginalności. Jak się przyjrzycie większość gdzieś widzieliście, ale proszę Was cieszcie się przyjemnością oglądania, bo ją macie gwarantowaną. Moja ocena 4+/5.
28 czerwca 2017
Ukryj widgety
Pokaż widgety
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz