Kto z nas w dzieciństwie nie pragnął zostać łowcą skarbów? Podróżować po całym świecie i odkrywać największe tajemnice. Wszystko to za sprawą Holywood i ich produkcji. To właśnie one w tak niezwykły sposób działały na naszą wyobraźnię. Niestety jedne filmy są lepsze inne gorsze. Wiele z nich zostało zapomnianych z biegiem czasu. Na szczęście są również takie, do których zawsze chętnie będzie się wracało. Tak właśnie jest z wyreżyserowanym przez Jona Turteltauba „Skarbem Narodów”.
Benjamin Franklin Gates (Nicholas Cage) będąc jeszcze dzieckiem usłyszał od swojego dziadka niezwykła historię, która przekazywana jest z pokolenia na pokolenie. Dotyczy ona największego skarbu w historii ludzkości. Mowa tu o bogactwach ukrytych przez Templariuszy. Po wielu latach poszukiwań udaje mu się udowodnić, że nie są to brednie wyssane z palca. Niestety jego tropem wyrusza posiadający niejedną rysę na charakterze Ian Howe (Sean Bean), który pragnie zagarnąć skarb dla siebie. Czas nie jest sprzymierzeńcem Gates’a. Na szczęście może on liczyć na dwójkę przyjaciół, komputerowca Riley’a Polle’a (Justin Bartha) oraz piękną archiwistkę Abigail Chase (Diane Kruger).
Fabuła sama w sobie jest naprawdę świetna. Ma w sobie wszystko to do film tego rodzaju powinien mieć. Tajemniczą organizację, zagadki będące tylko kluczami otwierającymi kolejne drzwi, masę niebezpieczeństw i oczywiście na mecie wspaniałą nagrodę, będącą uwieńczeniem całej podróży. Prawdziwy raj na ziemi. Czy mając takie elementy może coś się nie udać? Oczywiście, że może. Główny mankament tej produkcji to przewidywalność. Wszystko było, aż nazbyt oczywiste i proste. Niezwykła inteligencja Gates’a czasami mnie irytowała. Wystarczyło, że rzucił okiem na zagadkę i już znał jej rozwiązanie. Oki to nie wyglądało tak kolorowo, ale jednak mógłby się nieco bardziej postarać. Sama mapa prowadząca do skarbu była całkiem niezłym pomysłem. Jednakże czy ponad dwustuletnie dokument wytrzymałby taką podróż oraz to, co mu bohaterowie zafundowali? Ale to jest pryszcz. Nie zwracajmy na to teraz uwagi i spójrzmy na całość z pewnym dystansem. Prócz masy niedociągnięć spójrzmy również na tempo. Przemieszczali się z miejsca na miejsce bez żadnych problemów. Zastanawiałem się czasami czy producenci nie wycieli zbędnych fragmentów żeby zostawić widzom tylko i wyłącznie akcje.
Gra aktorska nie jest tutaj mocną stroną. Trzeba przyznać, że udało się aktorom wcielić w grane przez siebie role, ale spoglądając np. na Nicholasa Cage’a mam czasem wątpliwości czy on potrafi grać ciałem. Widziałem gdzieś demotywator, w który ludzie naśmiewali się, że niezależnie od humoru ma tę samą minę i chyba mieli nieco racji. Chociaż trzeba przyznać, że dodaje mu to tajemniczości pewnej i to się chyba twórcom podoba. Gdyby tak nie było nie grałby w aż tylu filmach.
„Skarb Narodów” to jedna wielka przygoda. Przepełniona akcją, pościgami i cudownymi krajobrazami (zwłaszcza na początku). Zapewni widzowi ponad dwie godziny znakomitej rozrywki, a przecież o to chodzi. Nie dziwię się, że cieszy się takim wielkim zainteresowaniem na całym świecie. Naprawdę przyjemnie się go ogląda i już nie mogę się doczekać żeby zobaczyć drugą część. Może będzie lepsza? Najważniejsze żeby gorsza nie była, a już będę zadowolony. Jak na razie oceniam tę i daje 4+/5.
3 września 2017
Ukryj widgety
Pokaż widgety
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz