Dość często zdarzało mi się pisać w moich recenzjach, że wybrano odpowiednia osobę na odpowiednie miejsce. Chciałbym dzisiaj opowiedzieć o filmie wyreżyserowanym przez człowieka, który jak nikt zasługuje na to stwierdzenie. Kojarzycie może jednego z nauczycieli w Hogwarcie, takiego z rozdętym ego, niesamowitym uśmiechem, ale nieposiadającym za krzty odwagi? To Gilderoy Lockhart, w którego wcielił się znakomity brytyjski aktor Kenneth Branagh. Co w nim takiego szczególnego? Koleś ten może pochwalić się niemałymi sukcesami i co ciekawe po obu stronach kamery. Koniec jednak tej zbędnej paplaniny. Zapraszam na recenzję „Thora”.
Daleko gdzieś w gwiazdach znajduje się Królestwo Asgardu którym rządzi mądry król Odyn (Anthony Hopkins). Pewnego dnia musi wybrać swojego następcę. Zaszczyt ten spada na Thora (Chris Hemsworth) aroganckiego i zarozumiałego wojownika, któremu tylko walki w głowie. Niestety koronację przerywa atak lodowych olbrzymów. Mimo że powstrzymany staje się kołem napędowym przyszłych wydarzeń. Niedoszły dziedzic tronu postanawia wyruszyć na mroźne ziemie Jotunheimu by dać nauczkę złodziejaszkom. W ten sposób niestety rozpoczyna wojnę. Jego ojciec nie ma dla niego litości zabiera mu potężny młot Mjolnir i pozbawionego boskich mocy wysyła na ziemię by tam nauczył się pokory.
Pierwsze, na co warto zwrócić uwagę to fakt, iż nie jest to czysta stuprocentowa nawalanka, jakiej byśmy się spodziewali. Przecież mitologia nordycka właśnie z tym była utożsamiana. Wszyscy bogowie byli wojownikami, a żeby dostać się do Walhalli trzeba było zginąć w walce. Jednakże to nie są klimaty Kennetha Branagha. Człowieka, który zdobył wielką sławę dzięki wystawiając w teatrze sztuki Szekspira. Dlatego w tym filmie też zobaczymy subtelną nutę tamtych opowieści. Zobaczymy wewnętrzne rozterki bohaterów, konflikty rodzinne jak i również miłość, nienawiść, prawdziwy szery smutek oraz pragnienie władzy. Wszystko to napakowane efektami specjalnymi oraz zaprawione fantastyką. Na samą myśl mam ciarki.
Jeżeli dołożymy do tego rewelacyjną moim zdaniem obsadę aktorską to mamy zapewnione godziny dobrej zabawy. A kogo tu zobaczymy? Anthony’ego Hopkinsa, dosłownie człowieka legendę, który do każdej roli potrafi wnieść coś od siebie. Sam Thor nie mógł zostać lepiej pokazany. Chris Hemsworth ze swoim szelmowskim uśmiechem oraz kaloryferem wygląda jak młody bóg. Takich to się kiedyś w kamieniu uwieczniało. Chciałbym tak wyglądać. I oczywiście Tom Hiddleston, który wcielił się w Lokiego. Kurcze nigdy nie widziałem kogoś tak idealnie złego. Jego wyraz twarzy, ruchy wszystko wywołuje respekt. Potrafi znakomicie oddać charakter swojej postaci, a jednocześnie sprawić, że widz będzie współczuł mu, gdy wysłucha jego historii. To właśnie ta trójka najbardziej olśniewa na akranie. Chociaż przyznam reszta obsady też jest ciekawa zwłaszcza, gdy spojrzymy na asgardzkich przyjaciół Thora oraz na ekipę Jane Foster. Kat Dennings uwielbiam cię w każdej roli!!! Wybaczcie poniosło mnie.
Spójrzmy jednak na aspekt wizualny. W końcu wiele osób jest wzrokowcami. Czy jest, na co popatrzeć? Tutaj mógłbym się pokłócić. Niby wszystko jest takie przeogromne, przebogate jak Bazylika w Licheniu, ale brakuje temu pewnego umiaru. Takiego ostrego sznytu. Mówię tu oczywiście o Asgardzie. Kostiumy to czysta rewelacja. Spoglądając natomiast na inne krainy oraz wrogów, z którymi musi się zmierzyć Thor to padam na kolana. Lodowe olbrzymy to istna kwintesencja okropności, ich błękitne lica wzbudzają trwogę u wrogów, a kraina samym swoich wygładem wzbudza lęk i zwątpienie. Wszyscy solidnie się postarali. Oraz co najważniejsze walki, które są tylko tłem do całej historii. Jednak mimo tego zostały znakomicie przedstawione. Przepełnione dynamizmem zachwycają, aż mamy ochotę na głos kibicować jednej czy też drugiej stronie.
Jak ogólnie oceniam „Thora”? Bardzo dobrze. To film z przesłaniem. Ukazujący, że w grupie siła i że nie wolno być zarozumiałym dupkiem, bo zawsze znajdzie się ktoś silniejszy, kto da ci nauczkę. A uwierzcie mi, że jest tego więcej. Dużo więcej. Wszystko zależy od naszych własnych doświadczeń życiowych. Każdy może widzieć, co innego a i tak ma zapewnioną znakomitą rozrywkę. Ja tak miałem i mam nadzieje, że wy również. Jeżeli nie udało mi się Was przekonać to moja wina. I dlatego proszę obejrzyjcie go. Produkcja ta na serio jest warta by poświęcić tylko dwie godziny. Moja ocena to szczere 5-/5.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ja przede wszystkim nie jestem wielką fanką Marvela - obejrzę, nie hejtuje, ale no... nie żywię do ich filmów wielkich emocji. I w sumie taki był dla mnie Thor :D Loki to bardzo fajny bohater, a sam Thor jest sympatyczny, ale poza tym... to nie jest film, który szczególnie uwielbiam i do którego będę wracać. Ot, mogę popatrzeć :D
OdpowiedzUsuńJa też za często nie będę po niego sięgał chyba, że zaczną tworzyć kolejne kontynuacje to lubię sobie przypomnieć cała historię.
UsuńLubię, bardzo lubię mity i fantastykę, także produkcje z Thorem. Ale, nie ukrywam, dla mnie gwiazdą jest w nich Hiddleston. Loki w jego wydaniu to postać wręcz pięknie, uwodzicielsko zła. Cenię aktora, ale własnie w roli Lokiego, moim zdaniem, błysnął najjaśniej.
OdpowiedzUsuń