Tryb noc/dzień

27 października 2017

Grease

3
Dobry film oraz jeszcze lepsza muzyka od zawsze chodziły ze sobą w parze. Nie mówię tu o różnego rodzaju soundtrackach, ale całkowitym połączeniu tych dwóch elementów, czyli musicalach. Przyznam się bez bicia, że w swoim życiu kilka obejrzałem, ale od dłuższego czasu chodziła za mną pewna produkcja uważana przez wielu za kultową. Mowa tu o stworzonym w 1978 roku „Grease”. Tytuł znany i przez masę ludzi lubiany. Ale czemu? O tym musiałem przekonać się sam.

Fabuła jest naprawdę prosta. Mamy parę młodych ludzi. Śliczną blondyneczkę z dobrego australijskiego domu Sandy Olsen (Olivia Newton-John) oraz szkolnego rozrabiakę i przystojniaka Danny’ego Zuko (John Travolta), którzy od nowego roku szkolnego chodzą do tej samej szkoły. Czy tę próbę wytrzyma ich wakacyjna miłość? O tym przekonacie się sami.

Muszę przyznać jedno. Ten film ma prawo się podobać. Głównie dlatego, że nie jest to ani odmóżdżająca ani jakąś nad wyraz skomplikowana historia. Po prostu próba odnalezienia się w nowym miejscu i oczywiście jak to bywa z facetami granie twardziela, bo co koledzy powiedzą. W końcu to szkoła średnia. Buzujące hormony, morze testosteronu i piękne kobiety.

Mimo mało rozbudowanej opowieści wszystko zostało przedstawione rewelacyjnie. Nie wystarczy, że miło się patrzy na perypetie bohaterów, bo trzeba wspomnieć, iż nie tylko koło tej dwójki kręci się akcja, to dodatkowo na bank zaczniemy im kibicować. Mamy tutaj zwykłych nastolatków, którymi każdy z nas był. Pewnie przez myśl wielu osobom przejdzie to samo pytanie. Czy też się tak zachowywałem?
Wszystko to oczywiście jak to bywa w musicalach doprawione znakomitą choreografią i jeszcze lepszymi piosenkami. Kurcze dzięki nim mam pomysły na kolejne Weekendy z Soundtrackiem. Jestem po prostu w niebo wzięty. Ale prócz tego John Travolta i Olivia Newton-John wychodzą bosko. Miło się ich słucha i jeszcze milej ogląda. Najlepiej jak tańczą obydwoje chociażby w ostatnim kawałku (You are the one that I want).

Prócz tego bardzo podoba mi się animowany wstęp nadający temu filmowi pewnej lekkości i takiego zabawnego sznytu. Przypomniały mi się trochę produkcje z Różową Panterą, ale nic w tym złego. Po prostu w tamtych czasach mieli taki styl. Może dobrze by było do tego wrócić.

Wiem, że recenzja ta nie jest zbyt okazała, bo wielokrotnie pisałem dłuższe, ale w przypadku tej produkcji słowa to za mało. Trzeba ją po prostu obejrzeć. Przyznaję jednak z pełnym honorem, nie dziwię się, że ma tak duże grono wielbicieli. Film ten nadaje nowe znaczenie słowu musical. Dla mnie to coś nowego. Zazwyczaj obracam się w filmach gdzie muzyka jest tylko tłem, a tutaj jest ona źródłem przekaz. Dlatego nie zwlekajcie długo. Ta godzina i czterdzieści minut śmignie Wam jak z bicza strzelił. Moja ocena to 5-/5.

3 komentarze:

  1. To jeden z moich ulubionych filmów, bo świetnie oddaje klimat lat 50, muzyka jest rewelacyjna. Po prostu uwielbiam musiciale.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może poleciłabyś jeszcze jakiś :) ogólnie ciekawi mnie ten gatunek :)

      Usuń
  2. Mam sentyment, przyznaję, aczkolwiek nie jest to moj ulubiony musical, ze względu na styl i realia. Mimo to zawsze chętnie obejrzę. Ten film się świetnie starzeje, nadal ogląda się go tak samo dobrze :)

    Pozdrawiam,
    Ewelina z Gry w Bibliotece

    OdpowiedzUsuń