Tryb noc/dzień

2 października 2017

Wybraniec śmierci

2
Życie policjanta nigdy nie jest usłane różami. I nie chodzi mi o takiego zwykłego jeżdżącego radiowozem stróża prawa, ale bardziej tajniaka, mającego za zadanie zbadać jakiś gang od środka. Czemu o tym wspominam? Chciałbym dzisiaj zaprezentować film, w którym główny bohater staje przed gigantycznym dylematem moralnym. Nie jest to może nowa produkcja, ale gra w niej mój ulubiony aktor kina akcji, czyli Steven Seagal. Jest to chyba jego druga tak poważna rola w karierze, dlatego trzeba być nieco łaskawym. Chłopina dopiero zaczyna swoją kinową karierę. Zapraszam na recenzję „Wybrańca Śmierci”.

John Hatcher (Steven Seagal) jest jednym z najlepszych agentów specjalnych do walki narkotykowymi bosami. W czasie jednej z misji ginie jego partner a on sam popada w niemałą depresję. Jak może bronić prawa postępując tak samo jak ci, których ściga? Postanawia, więc oderwać się od całego tego brudu i odwiedzić rodzinę. Niestety spokój nie jest mu pisany. Dowiaduje się, bowiem od starego przyjaciela, że w jego rodzinnej okolicy zaczynają grasować Jamajscy handlarze narkotykami. John postanawia wziąć sprawę we własne ręce.

I mamy kolejną film naparzankowy. Czasami zastanawiam się czy nie byłoby dobrze stworzyć z tego oddzielnego gatunku albo chociażby podgatunku. Ponieważ wokoło tego kręci się cała akcja. Główny bohater spotyka przestępców i najpierw ich goni, a potem leje po pyskach i to, z jakim rozmachem. A to jednym rzuci tutaj innym tam nie zwracając uwagi, że niszczy czyjąś własność. Ile razy już to widzieliśmy. Trzeba jednak przyznać, że Seagal robi to z finezją i z uwielbianym przeze mnie spokojem. Nawet jak komuś rękę łamie. Ale taki urok filmów z nim. Zastanawiałem się jednak czasem czy nie potrafiłby ich lać spokojniej. Ma gigantyczne umiejętności to trzeba przyznać i nie są one udawane. Gdyby tak złapał przeciwnika, wykręcił mu rękę i zamiast rzucić nim znokautowałby go jednym ciosem. A nie bawi się z nimi w „kto mnie uderzy”.

Ogólnie, jeżeli przyjrzymy się lepiej fabule zauważymy tu pewien zalążek interesującej intrygi kryminalnej. Co w niej takiego ciekawego? Na pewno nie narkotyki, bo to przecież nie jest żadna mikstura dojąca ćpunom nadnaturalne moce. To nawet nie ten gatunek filmowy. Najbardziej spodobał mi się główny antagonista, a ile mogę go tak nazwać. Po prostu najgorszy z oprychów. W tej roli Basil Wallace, który może grą aktorską nie powala, ale ekspresją, z jaka oddaje charakter swojej postaci na pewno zachwyca. Dodatkowo sama koncepcja jest ciekawa. Zastraszanie nie tyle fizyczne, co bardziej mentalne. Najbardziej boimy się przecież tego, co nieznane. O co mi chodzi? Musicie sami się przekonać.

Kolejnym plusem jest tutaj Polski motyw. I nie ma, co liczyć na biało-czerwoną flagę, ale na coś o wiele lepszego. W tym filmie gra Joanna Pacuła, jedna z niewielu naszych gwiazdek, którym udało się zabłysnąć na hollywoodzkim firmamencie. I trzeba przyznać dziewczyna wymiata mimo niewielkiej roli. Niestety gorzej z całą resztą. Nikt na dłużej nie pozostaje w pamięci widza.

Twórcom naprawdę udało się utrzymać odpowiednie napięcie, przedstawić historię ze wszystkimi jej niuansami jednakże zbytnia brutalność trochę przytłacza, ale kto z nas nie lubi oglądać jak ci źli dostają manto. Dlatego też film ten niejednemu się spodoba. Tego mogę być pewien. Nie jest to przecież dzieło nominowane do Oscara albo do jakiejś innej nagrody. To po prostu kino akcji i spełnia ono wszystkie warunki tego właśnie gatunku. Dlatego też oceniam je na 3+/5.

2 komentarze:

  1. Seagal i "naparzanka" to kompletnie nie moje klimaty, niestety :) frustrują mnie takie filmy i nudzą. Pozdrawiam,
    Ewelina z Gry w Bibliotece

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zrozumiałe nie każdemu muszą się podobać chociaż znakomicie odmóżdżają :)

      Usuń