Tryb noc/dzień

26 listopada 2017

Katarzyna Berenika Miszczuk - Szeptucha

8
Na początku dzisiejszej recenzji muszę się Wam do czegoś przyznać. Nie ważne ile lat minie i ile książek będę miał na koncie, zawsze będę je oceniał po okładce. Jestem wzrokowcem i tego nie zmienię. Bardzo często się jednak zdarzało, że pod mało atrakcyjną powierzchownością udało mi się znaleźć prawdziwy skarb. Tak właśnie było z powieścią „Szeptucha” Katarzyny Bereniki Miszczuk. Miałem ją w ręku kilka razy czy to będąc w bibliotece czy też w księgarniach, ale zawsze spoglądając na okładkę wydawało mi się, że to kolejny romans dla młodzieży. Za to właśnie chciałbym ze szczerego serca przeprosić autorkę. Bardzo się myliłem.

Gosława Brzózka jest młodą dziewczyną, której udało się ukończyć studia medyczne. Niestety, zanim zacznie leczyć ludzi musi odbyć roczną praktykę u Szeptuchy. No wiecie takiej starowinki, która przy pomocy ziół, dziwnych okładów wyleczy prawie każda chorobę. Niestety, jako hipochondryczka i kobieta nauki nie potrafi uwierzyć w stare i sprawdzone metody leczenia, dlatego jest negatywnie nastawiona do tego pomysłu, ale jak mus to mus. Nie spodziewa się jednak, że te praktyki odwrócą jej życie do góry nogami.

Wiem, że mój opis fabuły zbyt wiele nie zdradza, ale warto zwrócić uwagę gdzie a raczej, kiedy dzieje się cała akcja. To dobrze nam znana Polska, ale w trochę ulepszonej wersji. Mamy XXI wiek, ale wszystko potoczyło się trochę inaczej. Mieszko I nie przyjął chrztu, więc religia słowiańska jest nadal aktualna.

I właśnie za to należą się największe brawa dla autorki. Powiedziałbym nawet owacje na stojąco. Pomysł jest genialny. Niby prosty, ale jednak genialny. Zwłaszcza, dlatego że ukazała ona jak wielką zmianę by to wprowadziło w naszym życiu. Nie chodzi mi tu tylko o to, że modlilibyśmy się do wielu bogów. Nie samą religią człowiek żyje. W tej książce mamy szansę zobaczyć jak wiele aspektów naszego życia zostałoby odmienionych. Jak zmieniłaby się służba zdrowia, przemysł kosmetyczny oraz kilka innych rzeczy. Niby bzdury, ale jednak wspólnie tworzą niezwykłe tło dla bardzo interesującej opowieści. Sami przekonacie się jak wyglądałaby połowa świąt gdyby nie chrześcijańska interwencja. Chociaż ukazywanie Słowianina, jako pijaka i ćpuna nieco mnie zirytowało. Chociaż jak tak spojrzeć to może na serio tacy jesteśmy.

Wróćmy jednak do historii, która jest bardzo satyryczna. Ukazuje prawdziwych mieszczuchów, dla których natura to kawałek trawnika na parkingu. W końcu bez telefonu ani rusz, a jak już stracą zasięg to kompletny Armagedon. No dobra może trochę podkoloryzowałem, ale właśnie to mi się podoba w Gosławie częściej nazywanej po prostu Gosią. Obserwujemy tutaj próby dostosowania się do nowych „spartańskich” warunków oraz walkę z przeznaczeniem. To drugie akurat nie jest zbyt odkrywcze. Coś podobnego można spotkać chociażby u Raduchowskiej, ale co mi tam, tutaj tez nieźle się to prezentuje.
Katarzyna Miszczuk naprawdę nieźle bawi się słowem. I to nie w jakimś negatywnym znaczeniu. Potrafi pisać prosto, ale zrozumiale z niezwykłą nutą tajemniczości oraz masą humoru. To ostatnie zobaczymy najlepiej w niektórych zachowaniach bohaterki. Przypomina mi to bardzo filmy w krzywym zwierciadle. Jak coś ma się zepsuć to nie ważne czy będziemy się dwoić czy troić i tak się sknoci. Zwłaszcza, gdy mamy tyle szczęścia, co Gosia.

Kolejna rzecz, która łatwo jest tutaj zauważyć to symbioza człowieka i natury. Że potrafiono kiedyś brać z niej pełnymi garściami nie niszcząc jej jednocześnie. Fauna i flora mają w końcu wiele do zaoferowania. Niestety w dzisiejszych czasach zostało to zepchnięte na dalszy tor. Nadszedł niszczycielski konsumpcjonizm.

Ogólnie książka ta nie ma w sobie zbyt wielu wad. Prócz mało oryginalnej koncepcji fabularnej została napisana naprawdę dobrze. Nie tylko ze względu na łatwy w odbiorze język, ale również na zrównoważoną akcję. Nie liczmy tutaj na niewiadomo, co. Niewiele tu będzie walk na miecze albo fajerwerków. Wszystko zostało stonowane, ale nieograniczone. Mitologia słowiańska dała autorce naprawdę duży wachlarz możliwości. Nie tylko ze względu na bogów, ale również cały bestiariusz, który jest niezwykle barwny i interesujący. Zobaczymy tutaj wszystko od przedstawicieli panteonu aż po mniejsze stworzenia takie jak chociażby Ubożęta. Może po przeczytaniu tej książki znajdzie ktoś w sobie nutkę ciekawości i bardziej zagłębi w wierzenia naszych pra pra dziadków. Oczywiście nie mogło zabraknąć tu wątku romantycznego o miłości zakazanej. Chyba jednak za dużo zdradzam. Najwyższa pora ocenić i skończyć tę paplaninę, bo zaczynam się powtarzać. Musicie sami się przekonać, że to bardzo wartościowa pozycja ja oceniam ją na 5-/5.

Tytuł: Szeptucha
Autor: Katarzyna Berenika Miszczuk
Seria: Kwiat paproci
Wydawnictwo: W.A.B. / GW Foksal
Rok wydania: 2016
Oprawa: miękka
Liczba stron: 352
Format: 13.5x20.2 cm
Numer ISBN: 978-83-280-2662-9

8 komentarzy:

  1. Czytałam kilka bardzo pozytywnych recenzji tej książki i jakoś nadal nie mogę się do niej przekonać. Chyba fabuła mało mnie kręci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fabuła jest taka że trzeba ją lubić tak naprawdę :) ani to przygodówka ani romans taki misz mas łączący wiele elementów :) Początkowo też nie byłem przekonany ale zebrałem się w sobie i miło mnie ona zaskoczyła :)

      Usuń
  2. Połknęłam w jeden dzień. Rewelacja! Już się nie mogę doczekać aż sięgnę po kolejne tomy. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciągle jeszcze przede mną, aż wstyd :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A gdzie tam wstyd :) jest tyle ciekawych książek, że człowiek sam nie wie za którą się wziąć :)

      Usuń
  4. Ulubiona książka mojej mamy. Ja jeszcze nie miałam okazji, żeby się za nią zabrać...

    OdpowiedzUsuń