Minęło wiele lat, od kiedy Disney zaczął nas obdarowywać cudownymi, wzruszającymi opowieściami. I mimo tego czasu jego produkcje nie straciły ani trochę na wartości. Nadal działają na dziecięcą wyobraźnie. Bo właśnie o tych filmach chciałem porozmawiać. O tych skierowanych do młodszego widza, ponieważ to dzięki nim Disney zrobił takie wielkie „boom” w kinematografii. Każdy z nas pamięta „Księgę Dżungli”, „Pinokia” czy też „101 dalmatyńczyków”. Wszystko to początkowo było rysunkowe, ale od jakiegoś czasu powoli powolutku zmienia się w produkcje aktorskie z lepszym lub gorszym wynikiem. W tym roku na ekrany kin trafiła przez wielu wyczekiwana „Piękna i Bestia”. I to właśnie o niej dzisiaj opowiem.
Bella (Emma Watson) czuje się wyobcowana w swoim zapyziałym, zabitym dechami miasteczku wśród ludzi o bardzo ograniczonych horyzontach. Ona pragnie od życia czegoś więcej. Wszystko zmienia się w dniu, gdy jej ojciec (Kevin Kline) w czasie podróży trafia do tajemniczej i mrocznej posiadłości. To właśnie z okalającego ją ogrodu postanawia zerwać róże dla córki. Niestety za ten właśnie czyn zostaje skazany przez pana tych włości, przerażającą Bestię (Dan Stevens) i uwieziony w lochach. Dziewczyna zgadza się zając jego miejsce poświęcając własną wolność i marzenia. Czy to jednak aż takie wielkie poświęcenie? Może wszystko jakoś się ułoży.
Musze przyznać, że animację z 1991 roku, kiedy to Disney pierwszy raz wziął się za ukazanie tej opowieści, widziałem kilkanaście lat temu, dlatego ciężko będzie mi ten film z nią porównywać. Może to i lepiej. Jedno muszę jednak przyznać. Reżyser Bill Condon postarał się i to bardzo. Najnowsza „Piękna i Bestia” to moim zdaniem majstersztyk. Nie tylko pod względem fabularnym, ale również audiowizualnym. Wiem, że do tego nie tylko on się przysłużył, ale to on wszystko koordynował. Dlatego głównie jemu zawdzięczamy to, co dostaliśmy. Opowieść jest naprawdę ciekawa i spójna. Nie znalazłem tu żadnych dziur w historii. Wszystko idealnie do siebie pasuje i bardzo wiele zostaje wyjaśnione.
Gra aktorska również zasługuje na oklaski. Emma Watson w postaci Belli wypada naprawdę bajecznie. Nie ważne, co będziecie mówili ona jest bardzo ładna. Jakby kiedyś robili opowieść o Śnieżce też ja polecam. Bardziej do tej roli by pasowała niż chociażby Kristen Stewart, ale o gustach się nie dyskutuje. Przyznam jednak, że Bestii w ogóle nie poznałem. Wcielił się w nią Dan Stevens znany chociażby z „Legionu”. Aktor dość dobry zwłaszcza w graniu osób o podwójnej osobowości. Najbardziej jednak wyrazistą postacią jest Gaston, który już od pierwszych minut wywoływał u mnie salwy śmiechu. Luke Evans idealnie odegrał tego zadufanego w sobie, aroganckiego dupka z przerostem ego. Dzięki tej trójce oraz całej reszcie znakomicie dobranych aktorów film ten zyskuje na wartości w moich oczach.
Jednakże jak to bywa w tego typu produkcjach pełno tu przepychu. Złota, ozdóbek, pięknych sukni. To jednak dobrze, bo pozwala nam jeszcze lepiej przenieść się do tej magicznej krainy. Byłem zachwycony spoglądając na uroczą moim zdaniem wioskę dziewczyny oraz cudownie przerażającą siedzibę Bestii zwłaszcza, że pierwszy rzut oka na nią mieliśmy w czasie niezbyt ładnej pogody, co nadawało jej jeszcze bardziej tajemniczego klimatu, a potem trafiamy do lochów. Cud miód jak się patrzy.
Pamiętajmy jednak, że jest to musical. Dlatego nie mogło tu zabraknąć tańców i śpiewania w naprawdę znakomitym wykonaniu. Kurcze, tak miło słuchało się kolejnych utworów. Cudownie było się ponieść tym melodiom. Uwielbiam ten fragment jak Le Fou (Josh Gad) zaczyna śpiewać w tawernie. Same nogi rwą się do tańca. Tutaj warto zwrócić uwagę, że to polski dubbing, który został wyjątkowo dobrze wykonany. Przyznam nie przepadam za nim, co już wielokrotnie okazywałem przy okazji innych recenzji, ale tutaj naprawdę da się go lubić, chociaż wersja z napisami byłaby równie interesująca. Wtedy moglibyśmy posłuchać chociażby Ewana McGregora czy też Iana McKellena no i oczywiście naszą znakomitą trójce, o której wspominałem wcześniej.
Jednakże choreografia i scenografia to nie wszystko. Nie mogło tu zabraknąć nieco komputerowej animacji. W końcu imbryczki i zegary same się nie poruszają. Ale speca od tego postarali się i to konkretnie. Wszystko jest takie naturalne i przyjemne dla oka. Najbardziej widać ich inwencję w czasie walki na zamku, ale to musicie zobaczyć sami. Będziecie wiedzieli, o który dokładnie moment mi chodzi.
Sama historia też została ciekawie zinterpretowana. Mamy tutaj wątek miłosny, ale nie jakiś płytki, bezuczuciowy. Cudownie patrzy się, że jest on budowany na jakichś podstawach, na wspólnej miłości do tego samego. Dzięki temu nic nie wydaje się tutaj wymuszone. Nawet sama Bestia wydaje się bardziej ludzka niż początkowo się wydaje pomimo mało trakcyjnej aparycji. Pamiętajmy jednak, że to opowieść nie tylko dla młodego widza. Dzieci rewelacyjnie będą się na nim bawić zachwycając się kolorami i muzyką. Dorosłym spodobają się nieco mroczniejsze elementy filmu oraz walki, których tu nie zabraknie. To wzruszająca przejmująca opowieść, koło której ciężko przejść obojętnie, dlatego zasługuje na 5+/5.
10 listopada 2017
Ukryj widgety
Pokaż widgety
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz