Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie Omar Sy nie jest zbyt znanym aktorem. Do tej pory widziałem go może w trzech produkcjach. Najbardziej zapamiętałem go jednak jak grał Drissa w „Nietykalnych” i tą rolą zasłużył w pełni, żeby nazywać go Aktorem przez duże ”A”. Dlatego też, gdy tylko zobaczyłem go na plakacie „Jutro będziemy szczęśliwi” zapragnąłem obejrzeć ten film. Nie zawiodłem się i mam nadzieje, że będziecie mieli tak samo. Czas jednak powiedzieć, co nieco o fabule.
Samuel (Omar Sy) jest stuprocentowym niebieskim ptakiem, którego życie upływa na imprezowaniu i wyrywaniu panienek. Wszystko zmienia się, gdy na horyzoncie pojawia się Kristina (Clémence Poésy) jedna z jego wielu przygód na jedną noc. Najgorsze jest to, że zostawia mu owoc ich znajomości i ucieka. On tymczasem w akcie desperacji wyrusza za nią do Londynu. Niestety szczęście go opuszcza. Pozbawiony pieniędzy i z dzieckiem na ręku zaczyna rozumieć, co to jest prawdziwe życie.
Hugo Gélinktóry wyreżyserował do tej pory tyle filmów, że można je policzyć na palcach jednej dłoni, jednakże w tej produkcji pokazał swój kunszt i umiejętności. Tak samo jak w przypadku „Nietykalnych” mamy tutaj do czynienia z wielogatunkowością. Nie da się go nazwać pełnokrwistym dramatem, tak samo jak nie da się go nazwać komedią. Łączy on w sobie, bowiem wszystko to, co te dwa gatunki mają najlepsze. Niesamowicie wzruszającą i chwytającą za serce opowieść doprawioną masą żartów. Zobaczymy je obserwując jak główny bohater uczy się ojcostwa ze wszystkimi możliwymi wpadkami. W końcu sam przez wiele lat zachowywał się jak wielkie rozpieszczone dziecko.
Omar Sy jest tutaj jednak tylko częścią, a raczej połową całości, bowiem nie odegrałby tego tak dobrze gdyby nietowarzysząca mu Gloria Colston wcielająca się w jego córkę Glorię. Dziewczyna mimo niewielkiego doświadczenia filmowego wcieliła się w swoją postać znakomicie. Mamy tutaj zderzenie dwóch charakterów. Niby obydwoje marzyciele żyjący wyimaginowanym świecie to jednak twardo stąpający po ziemi. On, ojciec ideał pragnący spełnić wszystkie marzenia ukochanego dziecka ona zapatrzona w swoją matkę, której nigdy tak naprawdę nie poznała. Mimo odgrywanych ról widać między tą dwójką pewnego rodzaju chemię stają się oni trybikami jednego zegarka.
Nie jest to jednak historia oryginalna. W 2013 roku swoją światową premierę miał meksykański film pod niewiele mówiącym tytułem „Instrukcji nie załączono”, o którego remakeu mam przyjemność dzisiaj opowiadać.
Przed jednym muszę Was ostrzec początkowo może Wam się wydawać, że to sielanka. Zabawna i lekka, ale po kilkunastu minutach zaczyna się prawdziwa wzruszająca historia, która nawet z najtwardszych wyciśnie łzy. Nie bójcie się tego, bo nawet chłopaki płaczą. Zwłaszcza, gdy opowiada się o prawdziwej miłości, mocniejszej niż wszelakie przeszkody, jakie stawia przed nami życie. Właśnie to jest kwintesencja tego filmu. Sami przekonajcie się ile można zrobić dobrego w imię miłości. Moja ocena to zasłużone i niepodciągnięte 5+/5.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
A ja tego aktora nie widziałam ani razu :) Pewnie zabiorę się za "Jutro będziemy szczęśliwi" :) ciekawe, czy znajdę ten film na Netflixie.
OdpowiedzUsuńNawet jeżeli nie to popytaj znajomych czy na DVD nie maja bo naprawdę warto :)
Usuń