Amerykańskie komedie zwłaszcza te powstałe w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku miały kilka wspólnych elementów. Dość dziwny i początkowo nietrzymający się kupy scenariusz, idiotyczną fabułę oraz ukazywały dość specyficzne poczucie humoru. Wygląda na to, że już zaczynam jeździć po takich fenomenach jak „Robin Hood: Faceci w rajtuzach”, „I kto to mówi” czy też chociażby „Boski żigolo”. Może nie wszystkie one posiadały wymienione wcześniej elementy, ale daleko im było do ideału. Co jednak w tym złego, jeżeli przed ekrany przyciągały miliony widzów? W końcu nawet ja mało na nich nie płakałem ze śmiechu. Jednak dzisiaj chciałbym opowiedzieć o produkcji z bardzo zbliżonego nurtu, a dokładniej o „Szczeniackim Wojsku”.
Major Benson Payne (Damon Wayans) to urodzony żołnierz. Można by było nawet powiedzieć, że fanatyk, dla którego koszary są drugim domem. Problem zaczyna się wtedy gry trafia do cywila. Nie potrafiąc sobie poradzić z codziennym życiem dostaje szansę, chociaż częściowego powrotu do służby. Zostaje nauczycielem, a raczej komendantem w prywatnej szkole Madison Academy gdzie ma wyszkolić grupę niesubordynowanych kadetów by ci zdobyli puchar w międzyszkolnych zawodach. Niestety nie nadaje się on do opieki nad dziećmi nawet takimi nieco wyrośniętymi. Na szczęście na horyzoncie pojawia się piękna nauczycielka, a to może oznaczać tylko jedno… kłopoty.
Po obejrzeniu tego filmu jednego jestem pewien. Nigdy nie powinno się go stopniować. Nie jest on ani wybitny, ani nawet średni, ale słabym na pewno bym go nie nazwał. Przypomina mi on brytyjskie komedie. No wiecie z takim charakterystycznym żartem i zacięciem. On ma w sobie coś podobnego, ale w takim bardziej amerykańskim stylu. Pewnego rodzaju dystans i urok zarazem. Oglądało mi się go naprawdę przyjemnie, chociaż główna postać czasami mnie irytowała, ale wystarczyło, że pojawiła się kobieta na horyzoncie i już stawał się on łatwiejszy do strawienia, że tak to określę.
Sama fabuła nie jest zbyt skomplikowana. W końcu ile to razy widzieliśmy, że ktoś w końcu pokazuje dzieciakom ile są tak naprawdę warci, a oni zaskakują wszystkich wokoło prawie heroicznymi czynami. Oj zaczynam chyba zbyt dużo zdradzać, ale tak naprawdę po samym plakacie łatwo się domyślić, czego możemy się spodziewać.
Gra aktorska jest na średnim poziomie, ale widziałem gorsze. Najbardziej na tym tle wyróżnia się odtwórczyni głównej roli kobiecej, czyli Karyn Parsons. Chyba jest najbardziej wyrazista ze wszystkich zwłaszcza przy jak już wspomniałem irytującym Damonie Wayansie. Jego ciężko mi tak naprawdę ocenić. Głównie dlatego, że powinienem go nawet pochwalić za tak znakomite ukazanie aspołecznego i świrniętego majora. Nie każdemu by się to udało.
W ogólnym rozrachunku film ogląda się naprawdę przyjemnie. Trzeba pamiętać jednak, że ma on już ponad dwadzieścia lat, a w tym czasie sporo w tego typu produkcjach się zmieniło, dlatego dla młodszego pokolenia może wydawać się okropny. Dla mnie jednak to istny fenomen i moje dziedzictwo. Właśnie na takich komediach się wychowałem i zawsze będę miło je wspominał. Dlatego oceniam go na 3+/5.
9 lipca 2018
Ukryj widgety
Pokaż widgety
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz