Tryb noc/dzień

21 lutego 2019

Planeta Singli 3

0
„Planety Singli” nie muszę chyba nikomu przedstawiać. To film, który w 2016 roku zdobył naprawdę spore grono wielbicieli i było pewne, że doczeka się kolejnych części. Dalsze losy bohaterów mogliśmy zobaczyć w zeszłym roku w listopadzie. Zaliczmy to do okresu przedświątecznego. W końcu coś musiało zastąpić „Listy do M”. Niesłychane było jednak to, że ostatnia finałowa cześć miała się pojawić na wielkim ekranie po czterech miesiącach. Nie przesłyszeliście się. Walentynki miały stać się punktem kulminacyjnym. Wielkim Happy Endem. Stały się jednak moim skromnym zdaniem nie lada klęską. Nie mówię tu o samym święcie, ale o tej nieszczęsnej premierze. Co mi nie pasowało w „Planecie Singli 3”? Posłuchajcie, ale najpierw kilka faktów fabularnych.

Ania (Agnieszka Więdłocha) i Tomek (Maciej Stuhr) może nie są najlepsza parą, jednakże postanawiają zrobić kolejny krok w swoim związku. Pora się chajtnąć. Zanim to jednak nastąpi przydałoby się, żeby panna młoda poznała rodzinę swojego wybranka. I tu zaczynają się schody i dość ciekawe perypetie.

Jeżeli chodzi o zakończenia serii to powinny one być tworzone z wielkim hukiem. No wiecie, żeby widza wbiło w krzesło, żeby przez pół seansu siedział z rozdziawionymi ustami zachwycając się każdą minuta filmu. Niestety w tym przypadku to tylko marzenia. Nie chce tu się wypowiadać za miliony, a tylko i wyłącznie za siebie. W końcu internet jest pełen bardzo dobrych recenzji, a ja się po prostu mogę nie znać. Dlatego jeżeli nie chcecie nie musicie czytać dalej.

Dla osłody zacznę od tego, co było na plus. Mowa tu o zderzeniu dwóch odmiennych rzeczywistości. Miasto i wieś. Wybaczcie. Mam nadzieje, że nie zabrzmi to zaściankowo, ale twórcy poszli na serio po bandzie, ale z rozmysłem. Starają się oni przełamać stereotypy i pokazać, że rolnik też może mieć jakieś pasje, a nie tylko na traktor i jazda. Widać jednak różne podejście do kwestii rodzinnych, miłości i ogólnie wszystkiego tego, co bliskie naszemu sercu.

Wielka chwała również za odświeżenie obsady. Pojawienie się Borysa Szyca uważającego Tomka za syna marnotrawnego, Marii Pakulnis kochającej matki i żony oraz Bogusława Lindy jako…. No właśnie on mi tu średnio pasuje, ale do tego dojdę.

Pośmiać się też jest, z czego chociaż poziom żartów tutaj jest dość niski moim zdaniem. Czasem wydają się chamskie i bardzo szowinistyczne, ale są momenty, że gdyby nie fotel w kinie leżałbym na ziemi ze śmiechu. Niestety niezbyt często.

I to jest jedna z głównych wad. Film ten przestał być komedia romantyczną, a stał się melodramatem. Większość z postaci ma jakiś bagaż emocjonalny i muszę przyznać, że konkretny. Widzimy to już od pierwszych minut prawie. Twórcy za bardzo się skupiają na nich pokazując nam ich historie oraz to, z czym muszą się zmierzyć. Zapominając jednocześnie, kto tu powinien grać pierwsze skrzypce. Ania i Tomek zostają odsunięci na dalszy plan, co mi się nie podoba.

Wszystko ratuje znakomita gra aktorska. Mimo że wspomniałem już o poszerzeniu obsady warto wspomnieć o tym, jak kto się prezentuje. Oczywiście dominuje tu nie, kto inny jak Tomasz Karolak. On mnie po prostu rozbraja, mimo że jest mniej zabawny niż w poprzedniej części to jednak rządzi. Jak dołączymy do niego Weronikę Książkiewicz dostaniemy niesamowitą mieszankę wybuchową. Agnieszka Więdłocha, Maciej Stuhr czy też Piotr Głowacki to klasa sama w sobie. Największą bolączką jest tu Bogusław Linda. Pamiętam go z ról złych chłopców oraz nawet jednej komediowej. Tutaj ciężko mi było go jakoś sklasyfikować. Przez większość filmu mnie irytował nie tylko swoim nastawieniem, ale również tekstami, którymi rzucał. Wiem, że tym zajmowali się scenarzyści i cała reszta twórców, ale pasował mi tutaj jak wół do karety. Bez obrazy oczywiście.

„Planeta Singli 3” to film średni. Jest on do obejrzenia, bo wpasowuje się w klimaty Dnia Zakochanych, ale poprzednia część wydawała mi się o wiele lepsza. Miała w sobie więcej z komedii, co jak najbardziej mi się podobało. Tutaj jest wiele niedociągnięć i zbyt wiele wątków. Film trwający mniej niż dwie godziny nie powinien być tak przepełniony historiami. Twórcy albo powinni je dawkować w poprzednich epizodach albo powinni dać sobie spokój z połową z nich. Czułem się czasem przytłoczony i zbyt odrywany od głównej opowieści. Mimo tego bawiłem się dobrze, ale nie mogę dać więcej niż 3/5
Ukryj widgety

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz