Nie wiem jak wy, ale ja nigdy nie byłem wielbicielem kina grozy z truposzami, dużą ilością krwi i zabijaniem wszystkich po kolei. Wolałem, gdy bohaterowie tego typu produkcji musieli pokonać zło, które drzemie w ich sercu, swoje własne lęki, zwątpienia. No wiecie bardziej takie psychologiczne horrory o ile można je tak nazwać. Niestety jednak z powodu, iż omijam ciarkogenne filmy jak tylko mogę nie często miałem szansę trafić na coś takiego. Ostatnio na szczęście w moje ręce dostała się produkcja dość niezwykła. Jej kinowa dystrybucja została w naszym kraju wstrzymana z powodu przykrego wypadku, który miał miejsce jakiś czas temu, a nic tak nie kusi jak zakazany owoc. Pewnie już się domyślacie, co tym razem wziąłem na warsztat. To „Escape Room” wyreżyserowany przez Adama Robitela.
Sześcioro nieznanych sobie osób trafia do tytułowego Escape Roomu. Nie jest to jednak zabawa w poszukiwanie poszlak i rozwiązywanie zagadek, ale prawdziwa gra o życie. Ktoś próbuje ich zabić, więc albo zaczną współpracować albo czeka ich straszny los.
Co ja mogę powiedzieć ten scenariusz to prawdziwe mistrzostwo, a opowieść, którą otrzymujemy to prawdziwa symfonia grozy, chociaż sam nie lękałem się nawet przez minutę. To nie takie jest założenie tego filmu i moim zdaniem błędnie zostało oznakowane, jeżeli chodzi o gatunek. To wielowątkowa historia o walce z samym sobą i z demonami, które skrywa każdy z nas.
Zdumiał nie również poziom gry aktorskiej. W końcu nazwiska, które tutaj się pojawiły nie należą do śmietanki hollywoodzkich gwiazd. To takie bardziej gwiazdeczki mające wcześniej szansę pojawiać się czy to w serialach czy też mniejszych produkcjach. Dla mnie osobiście Taylor Russell, Deborah Ann Woll czy też Nik Dodani byli ludźmi cieniami jednak od tego momentu chętniej zbadam ich filmowe życiorysy, ponieważ z czasem mają szansę przyćmić niejedną supernową.
Podoba mi się również rozmach, z jakim film ten powstał. Kolejne pokoje prezentują się naprawdę zjawiskowo tak samo jak i efekty specjalne, których może niema tu zbyt wiele, ale mnie osobiście wbiły głęboko w krzesło. Tak samo znakomita praca kamery. Może nie jestem w tej kwestii specjalistą, ale nie było tu bezsensownego machania obiektywem żeby tylko dać widzowi fałszywe poczucie niebezpieczeństwa. Przypominało to bardziej Tai Chi. Dziwnie to brzmi, ale widać, że wszystko zostało przemyślane w najmniejszym nawet stopniu, a każdy ruch to istny balet.
To jednak nie jest najlepsze. Długo budowane napięcie w końcu znajdzie, ujście i to w sposób, który spokojnie można porównać z bombą atomową. Oj nie zdradzę Wam, jaki będzie koniec tego filmu, ale szykujcie się na coś naprawdę niesamowitego.
„Escape Room” można nazwać jednym wielkim zaskoczeniem. Głównie dlatego, że tego rodzaju film, aż tak bardzo mnie wciągnął. Nie wiem czy to zasługa naprawdę rewelacyjnej fabuły, która z minuty na minutę odkrywała przed nami kolejne niezwykłe, a czasem i przerażające wątki czy też świetnej gry aktorskiej, ale nawet na chwilę nie mogłem się oderwać. Odłożyłem nawet zrobienie sobie herbaty na później żeby tylko nie stracić tego całego emocjonalnego pędu, mimo że oglądając na dvd mogłem w każdej chwili zatrzymać. Sam nie wiem, co tu więcej napisać. Chyba najwyższa pora kończyć, bo jeszcze chwila i zacznę się powtarzać, dlatego czas na ocenę. Szczere i zasłużone 5-/5.
9 sierpnia 2019
Ukryj widgety
Pokaż widgety
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz