Dzisiaj przed Wami recenzja dzieła całkowicie innego niż to, co do tej pory pojawiało się na moim blogu. Niby to film, ale nie powstał on w żadnym większym studiu, a pieniądze na jego produkcję zbierane były w Internecie. Mimo to może pochwalić się gwiazdorską obsadą oraz naprawdę świetnymi… Chyba nie myśleliście, że wszystko zdradzę już na początku recenzji? Niema tak dobrze. Musicie przeczytać całą resztę.
Tytuł pewnie wielu osobom jest już znany w końcu niewiele amatorskich filmów tak bardzo było nagłaśnianych. Szkoda tylko, że fantastyka nadal jest gatunkiem niszowym, bo wszelakiego rodzaju informacje o „Pół Wieku Poezji Później” mogłoby dotrzeć o jeszcze większej ilości zainteresowanych. Mogę się jednak mylić, czego dowodem były dziesiątki o ile nie setki osób uczestniczących w premierze owego dzieła na Warszawskich Targach Fantastyki.
Triss Merigold (Magdalena Różańska) wyrusza na poszukiwania Ornelli (Kamila Kamińska), uciekinierki ze szkoły czarodziejek, którą podejrzewa się o odnalezienie legendarnej Księgi Alzura. Na szczęście w podróży będą jej towarzyszyć bard Jaskier (Zbigniew Zamachowski), jego syn, Julian (Marcin Bubółka) oraz ostatni z wiedźminów Lambert (Mariusz Drężek). Przed taką drużyną będzie musiał się ugiąć nawet najgorszy wróg.
Nie wiem czy jest sens żebym opisywał tu pokrótce historię całego projektu oraz z jakimi problemami musieli się zmierzyć twórcy. Takie informacje to spokojnie znajdziecie w Internecie, ponieważ na wielu stronach zwłaszcza tych związanych z fantastyką sporo się pisało na ten temat. Ja jednak chciałbym opowiedzieć o moich odczuciach zaraz po seansie i jakiś czas później. W końcu z niektórymi tematami trzeba się przespać.
W jednym i drugim przypadku wszystko jest na plus. No prawie wszystko, ale o tym później. Jak na produkcję, której budżet wynosił coś koło stu tysięcy złotych to twórcy spisali się na medal. Do najmocniejszych stron można zaliczyć świetną ścieżkę dziwiękową, za która odpowiedzialna była Liz Katrin oraz jak już wcześniej wspomniałem obsadę aktorską. To właśnie oni nadają całości powagi i pewnego rodzaju nastroju. W końcu udało się do pracy zachęcić oryginalnego odtwórcę roli Jaskra, czyli Zbigniewa Zamachowskiego. Co sprawia, że film ten staje się istną kontynuacją serialu. Mimo, że oryginalnie nie jest powiązany z pierwotną serią. O ile mogę to tak nazwać.
Warto napomknąć, że to wszyscy tam pracowali nie tyle z dobroci serca, co miłości do Sagi o Wiedźminie. Nikt chyba nie brał za to pieniędzy a wszystko, co udało się zebrać w Internecie szło na wypożyczanie sprzętu, a tu trzeba przyznać nie zostało to nakręcone byle, jaką kamerą. Otoczka wizualna prezentuje się nad wyraz dobrze. Wspaniałe stroje, rewelacyjna choreografia oraz niezwykle zjawiskowe walki na miecze sprawiają, że czujemy się jakbyśmy sami stawali się częścią owej historii. Tutaj pojawia się również mały zgrzyt. Przyzwyczajony jestem do tego, że w przypadku pełnometrażowych produkcji wszystkie dźwięki są dosłownie wyolbrzymione zwłaszcza w przypadku uderzeń czy też walki na miecze. Tutaj w kilku momentach mi tego zabrakło zobaczyłem, że coś się wydarzyło, ale tego nie usłyszałem. Na szczęście mieli jeszcze poprawić kilka rzeczy przed ostateczną premierą w sobotę 7 grudnia i mam nadzieję, iż wezmą to pod uwagę. Mało brakowało, a zapomniałbym pochwalić operatorów kamer oraz scenarzystów. Tutaj należą się owacje na stojąco, bo niektóre sceny spokojnie mogłyby konkurować z największymi produkcjami. Cudowne ruchy kamera oraz umiejętności uchwycenia dynamizmu spokojnie przykrywały niedociągnięcia w postaci drgania kamery zwłaszcza w początkowej scenie. Chyba, że było to w pełni zamierzone to zwracam honor.
Równie dobrze mają się efekty specjalne, które idealnie współgrają z całością. Niema ich zbyt dużo, ale to dobrze. Dzięki temu możemy skupić się na podróży bohaterów, a nie na dostawaniu oczopląsu.
Skoro już przy tym jestem to fabularnie jest naprawdę dobrze. Dzieje się tu dużo i każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Mamy romans, walki na śmierć i życie oraz drzemiącą w mroźnym sercu zemstę. Pojawia się również grubo ciosany antagonista, bo w końcu z kimś złym trzeba skrzyżować miecze.
Jeszcze gra aktorska. O niej można powiedzieć tylko jedno. Jest naprawdę dobra. Daleko jej może do ideału, ale również sama forma, przed którą postawiono aktorów nie dała im w pełni rozwinąć skrzydeł. Mimo tego spisali się super. Nic jednak dziwnego. Tym właśnie zajmują się, na co dzień. Nie jest to grupa amatorów zebranych na podwórku, ale artyści z wieloletnim doświadczeniem. Mariusz Drężek i Magdalena Różańska to prawdziwe wisienki na tym torcie. Najlepiej jednak będzie jak sami zobaczycie jakie znakomitości się tam pojawiły.
Nie mogło tu zabraknąć również żartów czy też anegdot wiążących tę opowieść z historią Białego Wilka. Spoglądając na widownię, a raczej wsłuchując się w ich śmiechy było ich kilka. Ja wychwyciłem tylko tę wzmiankę o fraszce, ale książki Sapkowskiego czytałem wiele lat temu i wiele rzeczy mogłem zapomnieć. Wiem jednak, że znawcy jego twórczości będą się tu czuli jak ryba w wodzie.
Jest tyle rzeczy, o których chciałbym opowiedzieć, ale chyba niema sensu lać tu wody. W końcu najmocniejsze elementy już wymieniłem a to, o czym zapomniałem to sami zobaczycie na YouTubie za kilka dni. Uważam jednak, że film ten jest wart obejrzenia i żałuje, iż nie mogłem doświadczyć pełnego obrazu i dźwięku dostępnego tylko w kinach. Wiem, że niema on, co konkurować z Netflixową wersją, ale jak to było już wielokrotnie wspominane film ten powstał od fanów dla fanów i jako „fan” przygód Geralta z Rivii dziękuje twórcom, aktorom oraz całej reszcie za czas, jaki poświęcili na jego stworzenie. Jesteście wielcy. Moja ocena to 4/5.
To jednak jeszcze nie koniec. Niech Was nie zmyli ocena, która zazwyczaj była ostateczną kropką każdej mojej recenzji. Warto wspomnieć, a raczej ostrzec, że biorąc przykład z marvelowskich produkcji nie dajcie się nabrać na napisy „końcowe”.
Więcej informacji znajdziecie na Facebooku.
5 grudnia 2019
Ukryj widgety
Pokaż widgety
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz