Fantastyka to jedyny gatunek literacki w przypadku, którego połączenie wielu nawet dziwnych elementów może się zakończyć powstaniem naprawdę dobrej książki. Tak właśnie jest w przypadku historii, o której z przyjemnością Wam opowiem. Zacznę jednak od tego, że to debiutancka powieść niejakiej Anny Lange. To polka pisząca pod tym właśnie pseudonimem. Odkryłem to dopiero przy okazji tej recenzji, co samo w sobie jest dla mnie dość sporym zaskoczeniem. W końcu większość osób pisze pod swoim imieniem i nazwiskiem chyba, że chcą ukryć swoją prawdziwą osobowość tak jak to zrobiła chociażby Alice Rosalie Reystone. Wykreowany przez nią świat sporo różni się od tego, do czego przyzwyczaiła mnie polska scena fantastyczna. Zanim jednak pogrążę się kompletnie w wyjaśnianiu wszystkich zalet tej historii pora wspomnieć jak fabularnie wygląda „Clovis LaFay. Magiczne akta Scotland Yardu”.
XIX-wieczna Anglia to czasy, gdy magia staje się nieodzownym elementem ludzkiej codzienności. Tytułowy bohater Clovis LaFay na własnej skórze doświadczył, że z rodziną to najlepiej wychodzi się na zdjęciu. Mimo iż należy do jednego z najznakomitszych magicznych rodów to jednak nie jest z bliskimi w zbyt dobrych stosunkach. Pewnego dnia w wyniku niefortunnego splotu zdarzeń wpada na swojego dawno niewidzianego kolegę z czasów szkoły Johna Dobsona, nadinspektora świeżo utworzonej jednostki wydziału detektywistycznego londyńskiej policji metropolitalnej specjalizującego się we wszystkim, co magiczne. Od teraz losy tej dwójki, a raczej trójki, bo do wszystkiego dołącza siostra Johna, zostają połączone. Trzeba jednak przyznać, że przed nimi trudne zadanie, przy którym pokonanie oszalałego ghula wydaje się dziecinna igraszką. Zostaną oni wplątani w konflikt, który będzie od nich wymagał postawienia na szali ich własnego życia.
Mam szczera nadzieję, że udało i się trochę zbudować napięcie, ponieważ powieść ta to dla mnie prawdziwy majstersztyk. Nie wystarczy, że miejsce akcji to wiktoriańska Anglia to jeszcze magia tu przedstawiona jest dość specyficzna. Dzieli się ona na specjalizacje, w których każda ma przypisane konkretne umiejętności. Nikt tu nie jest wszystkowiedzący, a nawet to, co potrafią może się okazać się zbyt słabe żeby pokonać lepszego przeciwnik, dlatego też będą musieli czasem polegać również na broni palnej oraz własnym rozumie. I to jest wielka zaleta. Dość miałem magów, którzy potrafili stanąć przed liczniejszymi przeciwnikami i prawie od niechcenia zmieść ich z powierzchni ziemi. Na szczęście nie zdarzało się to zbyt często.
Kolejny plus to znakomicie wykreowani bohaterowie. Sam nie wiem jak to określić, ale nie sposób ich nie polubić. Każdy z nich ma swoją własną historię nie zawsze krystalicznie przejrzystą, co dodaje im tyle naturalności. Najbardziej jednak w oczy rzuca się tu Alicja, siostra Jonha głównie, dlatego że postanawia przełamać to jak przez społeczeństwo jest widziana rola kobiety i pragnie sięgnąć po to, co niemożliwe.
Sam schemat powieści też jest dość ciekawie ukształtowany, ponieważ główny wątek fabularny zostaje przeplatany retrospekcjami, które co najistotniejsze pozwalają lepiej czytelnikowi zapoznać się z przeszłością bohaterów, która ma bardzo duży wpływ na to, co się dzieje w powieści. Mimo jednak sporej dawki informacji nie czułem się w żaden sposób tym przytłoczony, a powiedziałbym nawet, że kilka rzeczy mi się w głowie rozjaśniło, przez co miałem ochotę dalej brnąć żeby zobaczyć, co następnie ich spotka.
Fajnie został też oddane realia tamtych czasów. Najbardziej widoczny w relacjach damsko-męskich. Uwaga. Książki tej nie sposób nazwać romansem, ponieważ wszystko tu przedstawione jest w sposób subtelny i intrygujący. W końcu w XIX wieku, gdy kobieta podobała się mężczyźnie ten nie rzucał się na nią tylko próbował zainteresować swoją osobą w dość specyficznych podchodach. W końcu obie strony miały tam do odegrania swoje role.
„Clovis LaFay. Magiczne akta Scotland Yardu” nie jest powieścią nowatorską mimo kilku elementów, z którymi do tej pory się nie spotkałem. Osoby z większym doświadczeniem niż ja spokojnie znalazłyby jakieś podobieństwa, ale moim zdaniem wszystko tu zostało odpowiednio wyważone i skompletowane. Sam klimat nieco mroczny z kilkoma trupami w szafie, nie stawia tej książki w dziele dla dzieci, a kieruje ją ku bardziej nastoletniemu czytelnikowi. Widać to znakomicie chociażby w prostym aczkolwiek przyjemnym w odbiorze języku. Dorosła osoba, która sięgnie po tę książkę też znajdzie coś dla siebie. Niema tak, że skierowana ona jest tylko do pewnej grupy. Pewnie gdybym przeczytał ją jeszcze raz trafiłbym na jakieś inne niezauważalne teraz niuanse w końcu dobra powieść jest jak cebula albo ogr, nie to, że śmierdzi, ale ma warstwy. Pewnie w końcu to nastanie przy okazji następnych tomów, bo to uniwersum zapowiada się zbyt dobrze by zakończyć się na jednej książce. Moja ocena to mocne 5+/5.
Tytuł: Clovis LaFay. Magiczne akta Scotland Yardu
Autor: Anna Lange
Wydawca:Sine Qua Non
Data wydania: 17 sierpnia 2016
Liczba stron: 448
Oprawa: miękka
Format: 135x210 mm
ISBN-13: 978-83-7924-671-7
Cena: 36,90
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zaskoczyła mnie ta książka, na szczęście bardzo pozytywnie. Spodziewałam się średniaka, a dostałam coś bardzo dobrego
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że powstaną kolejne tomy, ale od kilku lat nic na ten temat nie słychać.
OdpowiedzUsuńMi też ta książka przypadła do gustu, choć precyzyjny język autorki początkowo spowalniał lekturę.
Przyznam, że ja tego spowolnienia nie zauważyłem ale po pierwszym tomie liczę na konkretne wprowadzenie do uniwersum. Co do kolejnych tomów to całe szczęście że to polska autorka, od razu po wydaniu będzie można ją przeczytać bez oczekiwania na tłumaczenie jak to bywa w przypadku zagranicznych tytułów.
Usuń