Tytuły recenzji na moim blogu zawsze były proste i przewidywalne. Od razu widać, o czym dokładnie będę pisał bez bawienia się w jakieś zaskakujące nagłówki jak z portali plotkarskich. Tym razem jednak mam przeogromną ochotę to zmienić, ponieważ produkcja, o której dzisiaj opowiem zasługuje na coś w stylu „Kontynuacja, która nigdy nie powinna powstać” albo „Nieślubne dziecko Frankensteina odnalezione”. Jak sami widzicie ja się do tego kompletnie nie nadaję, dlatego zostanę przy moich dawno ustalonych standardach. Uwierzcie mi jednak drugi sezon „Beastars” oglądałem ze smutkiem w sercu.
Wszystko zaczyna się dobrze. Od tajemniczego ducha, a raczej istoty, która pojawia się w miejscu zabicia ucznia w szkole Cherryton. Dobry początek? Dalej będzie jeszcze lepiej, bo Legoshi zostaje poproszony o przejrzenie się tej sprawie, a fakty które wychodzą na światło dzienne zaskoczą każdego. I już miałbym ochotę napisać, że na końcu czeka nas prawdziwa bomba, ale bardziej porównam to do odpustowych kapiszonów. Trochę dymu i huku, a denerwuje mnie jak mało co.
Po pierwszym sezonie będącym taką doroślejszą wersją „Zwierzogrodu”, w którym obserwowaliśmy życie dość niezwykłych nastolatków, dla przypomnienia są oni zwierzętami, uczących się w jeszcze bardziej niezwykłej szkole, mięsożercy współegzystują z roślinożercami, liczyłem iż wszystko jakoś zacznie się układać. Może nie w taki sposób, że będziemy obserwować nudną codzienność i zwyczajne obowiązki uczniowskie, ale bardziej, że pewne wątki doczekają się zakończenia. W końcu tyle historii zostało otwartych, tyle opowieści nie doczekało się happy endu. Wiem, że to jeszcze nie koniec i kolejne sezony dopiero przed nami. Widzę jednak staczanie się serialu po równi pochyłej. Widziałem w Internecie wiele pochlebnych komentarzy, ale je nie mogę się z nimi zgodzić. Wszystko zostało tu tak zagmatwane, że musiałem dwa odcinki obejrzeć ponownie by w końcu załapać, o co mogło chodzić autorowi, a i tak nie jestem pewien czy dobrze je interpretuje. W gwoli wyjaśnienia. Nie mówię, że serial jest zły czy też manga na podstawie, której on powstał. Nie podoba mi się sposób prowadzenia akcji i okropne zapętlenie, do którego w końcu dochodzi.
Najgorsze w tym wszystkim staje się fakt, że uczucie Legosiego oraz Haru zostaje odsunięte na dalszy plan, a to właśnie ono było spoiwem pierwszego sezonu i wiele wątków pobocznych stawało się do niego tylko dodatkiem. To właśnie ono zagwarantowało nam wspaniałą przygodę. Bądźmy szczerzy. Tylko prawdziwe i mocne uczucie skłoniłoby naszego wilczka do czegoś tak szalonego jak czyn, którego się podjął. Nie wiem czy pisałem, co takiego wyprawiał, ale wole to zostawić w tajemnicy byście sami odkryli tę historię.
Jak na mnie to dziwne stwierdzenie, bo nigdy nie byłem wielbicielem historii romantycznych. Tym razem jednak właśnie ten wątek złapał mnie za serducho i liczyłem na dalsze jego rozwinięcie. Nawet niewiecie, jakie było moje zaskoczenie, gdy wszystko potoczyło się całkowicie inaczej, a zakończenie powaliło mnie na kolana. Miałem ochotę zadzierać głowę do góry i krzyczeć, CZEMU!!!. Mało brakowało, a bym to zrobił, ale nie wiem jak sąsiedzi by na to zareagowali.
Jeżeli chodzi o sam dynamizm to jest dość dobrze. Walki są płynne i miłe dla oka. Bo w końcu musiało tu się odbyć kilka starć, bo gdyby jeszcze to zabrali, „Beastars” całkowicie straciłoby sens. Jednak wiele rzeczy mi tu nie pasuje. Wygląda jakby zostało napisane na kolanie, a kilka wątków jest po prostu od czapy (biały Legosi). Uważam osobiście, że nic one nie wprowadzają prócz drobnej szczypty humoru. Na dodatek takiej wymuszonej.
Zanim jednak całkowicie ten sezon zjadę. To będzie tu drobna pochwała. Najbardziej rozbudowaną historie ma tu nie, kto inny jak wiecznie przemądrzały Louis. Poprzednim razem strasznie mnie on irytował, bo od razu przypominał mi się kolega z podobnym nastawieniem do świata. Co to nie on. Na szczęście tutaj się naprawił i pokazał się z całkowicie innej strony, chociaż wydaje mi się, że lepiej by to wyglądało w całkowicie osobnej produkcji. Jest wystarczająco wyrazistym bohaterem żeby grac pierwsze skrzypce, a tutaj zbyt wiele sceny zabierał innym postaciom.
W ogólnym rozrachunku jest źle. Całość to jeszcze większa plątanina niż ta, którą widzicie w mojej recenzji. Bez ładu i składu. Czasami tak mam, że w mojej głowie piętrzy się zbyt wiele myśli, które próbuje przeląc na papier. Jednak seriale powinny mieć fabułę dużo bardziej płynną i ciekawą. Zapewniająca masę rozrywki oraz pozytywnych wrażeń. Ja osobiście nabawiłem się tu tylko nerwów, bo się po prostu zawiodłem. Nie wiem, kiedy będzie ciąg dalszy, ale podejdę do niego z ogromna rezerwą i jeżeli nie spodoba mi się początek chyba zrezygnuje z oglądania. Moja ocena to 3-/5.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
O nie, po pierwszym sezonie Beastars trafiło na listę moich ulubieńców, drugi sezon jeszcze przede mną, ale teraz jestem pełna obaw!
OdpowiedzUsuń