Postać Thora to istny fenomen w kinowym świecie Marvela. Nie wystarczy, że jako jedyny superbohater wystąpił w aż dziewięciu produkcjach z tego uniwersum to sam doczekał się czterech filmów ze swoimi solowymi przygodami. Do tej pory tworzone w schemacie trylogii, ale nie dziwię się, bo dopiero od „Thor: Ragnarok” postać ta dostała skrzydeł. Dwie pierwsze części można odbierać, jakie genezy i niewypały. Dopiero Taika Waititi był w stanie pokazać, iż śmiech i powaga potrafią iść w parze zwłaszcza, gdy ma się do dyspozycji przeogromny budżet wynoszący dwieście pięćdziesiąt milionów dolarów, które tak na serio są widoczne w filmie „Thor: Miłość i grom”.
Podróż Thora (Chris Hemsworth) wraz ze Strażnikami Galaktyki zostaje przerwana w momencie, gdy dociera do niego informacja, że ktoś zabija bogów. Prosi on, więc o pomoc Walkirię (Tessa Thompson), Korga oraz co najdziwniejsze swoją byłą Jane Foster (Natalie Portman), która okazuje się być godna do posługiwania się mitycznym Mjolnirem. Czy jednak to wystarczy? O tym przekonacie się sami w czasie seansu.
Pierwsze, co mi przyszło do głowy po seansie to zagwoztka, co musieli brać twórcy, że stworzyli taki misz masz. Połączenie komedii, romansu, kina superbohaterskiego parodiującego momentami nawet reklamy Volvo. Co najdziwniejsze to się prawie trzyma kupy. Napisałem prawie, bo jedną z dwóch bolączek tej produkcji jest zbyt wielka ilość wątków, które nie miały szans się rozwinąć. Najlepszy przykład to historia Gorra oraz choroba Jane Foster. Oba tematy zostały potraktowane po macoszemu, ale niema, co się dziwić. Trzeba było zamknąć się w dwóch godzinach, więc wiele scen na pewno zostało wyciętych. Zastanawia mnie ile będzie trwała wersja reżyserska o ile taka powstanie oczywiście.
Kolejny problem to zbyt wielkie morze absurdu przypominające momentami Deadpoola. Jest kilka scen, które spokojnie można by było wyciąć, bo nic konkretnego sobą nie wnosiły, a na ich miejsce dać kilka minut niektórym postaciom.
Nie myślcie jednak, że ten film to porażka, bo dawno się tak dobrze nie bawiłem w kinie. Mało się nie popłakałem, gdy pierwszy raz usłyszałem kozy czy też obserwowałem relacje Thora ze swoja nową bronią. Jak obejrzycie zrozumiecie, o co mi chodzi. Prócz wyżej wymienionych spraw nie mam, do czego się przyczepić. Pełno tu relaksującego widza humoru, który przeplatany jest momentami smutku i tragedii idealnie się uzupełniającymi. Nie mylić kolejności, bo tego pierwszego jest dużo więcej. Widać tu charakterystyczny styl reżysera i chwała mu za to. Bo za to właśnie pokochaliśmy „Thor: Ragnarok”, prawda? Żebym jeszcze nie zapomniał Korg, jako narrator jest boski. Jego teksty powalają na kolana.
Dodatkowo muszę przyznać, że niektóre postacie takie jak Jane Foster pokazały swoją lepszą stronę. Tak jak w poprzednich częściach była ona zwykłą panią naukowiec zbyt wiele niewnoszącą do swojej historii prócz roli damy w opałach to tutaj widźmy ją, jako przepełnionego energią i zaangażowaniem żółtodzioba szukającego swojego własnego powiedzonka używanego w czasie walki ze złoczyńcami. I to jest piękne. W końcu ma w sobie tę iskrę.
Wizualnie nie jest źle. Wiadomo, że większość z tego to wygenerowane komputerowo obiekty, które tracą nieco na plastyczności, a nie fizyczne elementy poukładane w jakimś magazynie, ale jest, na czym oko zawiesić. Miasto bogów jest tego najlepszym przykładem. Pełne przepychu, no wiecie marmury i złoto, ale w ten sposób chciano pokazać, kto tu tak na serio jest pokrzywdzony Gorr czy bogowie.
„Thor: Miłość i grom” nie jest ani najlepszym ani najgorszym filmem od Marvela. To bardziej takie nieślubne dziecko „Nagiej Broni” i hiszpańskiej komedii romantycznej, chociaż przyznam najwięcej wzdycha się tu do młotka. Nieważne jednak, co w Internecie napiszą to wspaniałe kino rodzinne zwłaszcza, że każde dziecko po jego obejrzeniu będzie marzyło o króliczku strzelającym z oczy laserami. Sami widzicie, jakie to wszystko porąbane jest. Widać jednak w tej produkcji serce i duszę wszystkich, którzy przy niej pracowali. Dlatego moja ocena to zasłużone 5+/5.
27 lipca 2022
Ukryj widgety
Pokaż widgety
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz