W czasie tworzenia filmu wiele rzeczy może pójść nie tak. Może wybuchnąć pandemia, jakiegoś aktora mogą aresztować albo technologia może jednak nie sprostać planom twórców. Z tym wszystkim można sobie jednak poradzić. Wystarczy trochę poczekać, odłożyć w czasie pewne plany i na pewno wszystko pójdzie w dobrym kierunku. Nieco gorzej, jeżeli umiera odtwórca głównej roli zwłaszcza w momencie, gdy scenariusz jest już zakończony. Wtedy zaczyna się pośpiech i zmiana wszystkiego, a to nigdy nie wychodzi dobrze. Tak właśnie jest z filmem „Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu”, który mimo trudności próbuje podnieść się z kolan by niestety wylądować na tyłku.
Po śmierci króla T'Challi (Chadwick Boseman) Wakanda przechodzi naprawdę trudne chwile. Nie wystarczy, że musi zmierzyć się z żałobą po odejściu swojego władcy to jeszcze jest atakowana, nie tylko militarnie przez różne obce mocarstwa pragnące położyć swoje łapska na Vibranium, które da im prawdziwą potęgę. W momencie, gdy wychodzi na jaw, że gdzieś jeszcze mogą znajdować się złoża tego metalu wszystko zaczyna się komplikować. Zwłaszcza, gdy pojawia się równie tajemnicza kraina oraz jej władca gotowy chronić swój lud za wszelką cenę.
Jestem rozdarty po seansie tego filmu. Rozumiem ogromną wagę całego przedsięwzięcia nie tylko w skali całego uniwersum, ale również popkulturowego spoglądania na superbohaterów. W końcu Czarna Pantera był pierwszym afroamerykańskim bohaterem tego kalibru. Wiem, że całkowicie fikcyjnym, ale jednak pokazującym, w jaki kierunku zmierza cały Marvel. Dlatego też tak bardzo boli mnie, że nie wybrali innego aktora do tej roli. Chadwicka Bosemana nikt nie zapomni, bo swoją charyzmą wykreował postać obrońcy Wakandy, ale Czarna Pantera to symbol, a nawet jego filmowa siostra nie chciała podążać tą samą drogą, co on.
Oczywiście oddanie hołdu na początku filmu było przewspaniałe i nie mogli chyba lepiej pokazać smutku po jego odejściu niż przez te kilka minut filmu, ale uśmiercenie go gdzieś za naszymi plecami zniesmaczyło mnie i to bardzo. Nawet ta muzyka, cudowne stroje wywołujące u mnie zachwyt nie ukryją pospiechu i braku spójnego pomysłu widocznego najlepiej w plastikowych zbrojach przypominających Power Rangers. To najlepszy dowód, że forma zaczęła przerastać to, co najistotniejsze, czyli treść.
Oczywiście nie można odmówić odpowiedniego zaprezentowania kobiecej siły, która tak jak w poprzedniej części była dość ważnym elementem, tutaj stała się myślą przewodnią. Królowa Ramona (Angela Bassett), Shuri (Letitia Wright) jak i również Okoye (Danai Gurira) pokazują swoją siłę pomimo straty, która na niejednym wybiłaby przeogromne piętno i przez długi czas nie pozwoliła wstać z kolan. One jednak się podniosły i ze wszystkich sił starają się obronić to, co im najdroższe. Nominacja za najlepszą aktorkę drugoplanową dla Angeli Bassett jest w pełni zasłużona.
Wizualnie to mamy tutaj miszmasz. Mimo ogromnego budżetu wiele rzeczy mogłoby pójść lepiej. Podwodne miasto jakoś nie zachwyca, chociaż wielokrotnie powtarzano w filmie, że jest przepiękne. Lepiej jest z walkami, tymi na ziemi jak i w powietrzu. Jest tutaj na co popatrzeć, chociaż scena na statku łamie wiele praw fizyki. Brakowało mi również samej Wakandy. Niby większość akcji tam się dzieje, ale wszystko kręci się wokół rodziny królewskiej i rady. Gdzie mieszkańcy, gdzie kultura? W pierwszej części zachwycony byłem rytuałami oraz całą tą otoczką. Tu mi tego bardzo zabrakło.
Główne wady to widoczny wspomniany przeze mnie pospiech i brak jednego kierunku w całej historii. Antagonista niema najmniejszych szans rozprostować skrzydłem, bo za mało ma na to czasu, Shuri (Letitia Wright) sporo brakuje do T'Challi (Chadwick Boseman) zwłaszcza odpowiedniej charyzmy, podobnie jest z Riri (Dominique Thorne). Wiem, iż powstanie serial i tam poznamy jej pełną historię, ale tutaj była mi kompletnie obca. Tak dla informacji to ta w zbroi inspirowanej Iron Manem. Dzieje się tu za dużo. Za dużo wątków się zaczyna i kończy w nieodpowiednim momencie. Zostawiając w głowie widza mnóstwo pytań. Dlatego też daje tylko 3+/5.
9 marca 2023
Ukryj widgety
Pokaż widgety
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz