Od niezapomnianego papieża, przez kultowego Szczepana, po dresiarza w jednym z seriali Marvela. Piotr Adamczyk ma ogromny talent i każdy film, w którym się pojawia dostaje +5 do prestiżu. Zwłaszcza, że teraz dostał własną figurkę. Który polski aktor może pochwalić się czymś takim? Dla mnie to większy sukces niż Rafał Zawierucha u Quentina Tarantino. Wybaczcie wole kino superbohaterskie. Jednak nie o nim dzisiaj będę pisał, ale o produkcji, w której wystąpił, a w której możemy zobaczyć najbardziej ludzką postać z Avengersów. Człowieka, który mimo braku mocy spokojnie dorównuje zakutemu w stal Starkowi czy też gromowładnemu Thorowi. „Hawkeye” pokaże nam, co ciekawego słychać u Clinta Bartona.
Były członek Avengers stara się żyć normalnie. Niestety, jako bohater bez maski nie ma z tym tak łatwo. Pewnego dnia zauważa, że ktoś zakłada jego dawny strój z czasów, gdy błądził, jako Ronin. Musi wziąć tę sprawę w swoje ręce, bo zbyt wielu osobom nadepnął na odcisk. Niestety święta coraz bliżej. Czy zdąży wrócić do rodziny? Zwłaszcza, gdy na światło dzienne wyjdzie, kto się za niego przebrał.
Początkowo byłem negatywnie nastawiony do tego serialu, ale już po pierwszym odcinku zmieniłem zdanie. W końcu dostajemy tu historię o człowieku, który błądził, ranił nie tylko siebie i stracił osobę, na której bardzo mu zależało. To ogrom negatywnych emocji, z którymi ciężko byłoby sobie poradzić. W serialu jednak widzimy jak Clint wychodzi z tego wszystkiego za sprawą nowych znajomych oraz uczennicy, która w przyszłości na pewno go zastąpi. Zauważcie sami, że większość Avengersów otrzymało już swoich zmienników i co ciekawe w kobiecym wydaniu. Kurcze jak tak spojrzeć to na serio następni Avengersi mogą być całkowicie kobiecy.
Zastanawiam się teraz, o czym powiedzieć. Gra aktorska jest naprawdę niezła, ale co się dziwić jak większość z występujących tu osób pojawiała się w kinowych produkcjach. nawet Adamczyk, który mimo, że występował tu sporadycznie i zazwyczaj dostaje w zęby to dokłada do całości swoje pięć groszy. Jego postać jest prosta jak budowa cepa w końcu to stereotypowy dres, któremu daleko do profesora, ale i tak miło go było tu zobaczyć. To taki polski akcent w franczyźnie wartej miliardy.
Wizualnie jest lepiej niż dobrze. Wspaniale wykonane pościgi, walki zapierające dech w piersiach i popisy kaskaderskie na miarę ogromnych produkcji. Po tym najlepiej widać, że pieczę nad tym trzymały te same osoby, co w przypadku innych filmów. Nie jest to niskobudżetowe dzieło. Zapychacz, pozwalający jakoś przeczekać do kolejnej premiery, a pełnoprawna historia wnosząca więcej niż może nam się wydawać. Jest tu, bowiem kilka bardzo ważnych wątków zamykających to, co było oraz otwierających to, co będzie.
Podoba mi się również relacja między Clintem, a Kate Bishop. Nic do tej pory o niej nie wspomniałem, a jest tutaj równie ważna, co on. Nie widać między nimi żadnej chemii to tylko czysta fascynacja z jej strony jego osiągnięciami jak w czasie ataku na Nowy York walczył z przeciwnikami resztką sił. To mistrz i jego uczennica. Coś podobnego jak było w „Karate Kid IV”. Ogólnie też bardzo dobry film. Będę musiał do niego wrócić.
Warto też wspomnieć o chronologii, bo ta robi się coraz bardziej poplątana. Jeżeli dopiero zaczynacie przygodę z tym uniwersum to serial ten pokazuje wydarzenia po „Czarnej Wdowie” oraz „Avengers: Koniec gry”. Pamiętajmy ma tylko osiem odcinków, więc na spokojnie obejrzycie go w jeden wieczór. To jego zaleta, bo w tej formie pokazuje wystarczająco dużo by dobrze wszystko zrozumieć, a wystarczająco mało by nie przytłoczyć i nie zanudzić. Dlatego ocenię go na 4+/5.
16 kwietnia 2023
Ukryj widgety
Pokaż widgety
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz