Polskie kino komediowe schodzi na psy. Tyle mogę powiedzieć po obejrzeniu filmu, na który ostatnio trafiłem. Czasy Olaf Lubaszenki, Marka Koterskiego czy też Juliusza Machulskiego to przeszłość, która już nigdy nie wróci. Przyznam, że nawet łza mi się w oku zakręciła na tę myśl. Coraz trudniej znaleźć jakieś nasze krajowe dzieło, które rozbawiłoby mnie do łez, ale tak szczerze. Bez ciągłego miotania bluzgami czy lania po Polskach. Gdzie ten humor sytuacyjny czy też gagi wyciągnięte z najlepszego kabaretu? Zaraz opowiem Wam, czemu „Nie cudzołóż i nie kradnij” to najgorsze, co w ostatnim czasie obejrzałem.
Kobieto. Jeżeli zostawiasz swojego faceta w domu i on obiecuje, że będzie grzeczny to wiedz, że jednak tak nie będzie. Dobrym tego przykładem jest Patryk (Mateusz Banasiuk), który zostawiony samopas przez żonę Renatę (Aleksandra Popławska) postanawia zaprosić do siebie panienkę. Niestety staje się to początkiem zdarzeń, które odmienią życie wszystkich. Zwłaszcza, gdy dorzucimy do tego tajemniczą przesyłkę oraz dwójkę dość nietuzinkowych gangsterów, których chyba prościej byłoby nazwać po prostu bandytami.
Jedyne, czego jestem pewien po obejrzeniu tego filmu to fakt, że nigdy więcej po niego się sięgnę, bo straciłem ponad półtorej godziny, które nigdy nie wrócą. Nie wystarczy z dostajemy całkowicie niechronologiczną narrację, epizodyczną fabułę z przeskakiwaniem między bohaterami by tylko zobaczyć tę samą scenę oczami kogoś innego to jeszcze postacie, które tu widzimy są po prostu nudne. Dawno nie widziałem tak kiepskiego scenariusza. Widać, że twórcy próbowali inspirować się Pulp Fiction, a nawet pobierali z niego pełnymi garściami, ale zrobili to po prostu nieudolnie. Męczyłem się oglądając ten film.
Najgorszymi jednak postaciami byli wyżej wymienieni gangsterzy. Wcielili się w nich Sebastian Stankiewicz, jako Fastryga i Bartek Firlet, czyli filmowy Krupnik. Ten drugi to prawdziwy koszmar, zabijający wszystkich, uważający się za wysłannika niebios widzący w każdym zło wcielone. Kto bez winy niech pierwszy rzuci kamień. Będę szczery. Najbardziej znanego filmu Quentina Tarantino nigdy nie widziałem i może jest on odpowiednikiem jednego z występujących tam facetów w czerni, ale może właśnie image jest tu problemem. Wyglądający jak menel koleś ze spluwą nie wzbudza takiego respektu jak jego zagraniczny odpowiednik ubrany w idealnie skrojony garnitur. Już Fred i Grucha mieli w sobie więcej gangsterskiego zacięcia.
Do tej pory próby odtwarzania zagranicznych hitów udawały się dość dobrze. W końcu mamy wiele produkcji, które na zawsze weszły do ramówki naszej telewizji i to z ogromnym sukcesem. Tym razem jednak treść przerosła formę. Marne dialogi, humor na poziomie ulicznej paplaniny i naprawdę zły dobór aktorów to tylko niektóre mankamenty tego filmu. To już nie te czasy by w czasopismach można było znaleźć płyty DVD, ale „Nie cudzołóż i nie kradnij” tylko do tego się nadaje. Próba ukazania, że kara dosięgnie każdego skończyła, jako karykatura prawdziwego kryminału, która z czarną komedią, za która też miała uchodzić nie miała nic wspólnego. Może nie tyle z bólem, ale bez żadnego poczucia winy daje 2-/5.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Komedie, które wspomniałeś (ze starymi aktorami, w przenośni i dosłownie) nie były komediami romantycznymi - a te się w Polsce udają...koszmarnie, czego doświadczasz. No, poza "Listami do M."
OdpowiedzUsuńWcześniejsze komedie nie musiały mieć ładnych aktorów, by odniosły sukces- obecne filmy muszą i mówią to znani aktorzy, komentujący wybory szkół filmowych, mowa była bodajże o "Wojennych dziewczynach".
A faktycznie w dawnych dziejach choćby w latach 90., przystojnego aktora można szukać w filmach ze świeczką - jeden jedyny, który mi na myśl przychodzi to młody P. Deląg. ...lecz jak się okazuje nie było to aż tak konieczne jak teraz - choć przyznaję....teraz w sumie też mam problem by zachwycić się męskim aktorem w filmach.
Po prostu nie oglądaj takich filmów- już okładka mówi, że to zły wybór :))
Masz rację nie były one komediami romantycznymi, ale ten film też ciężko przypisać do tego gatunku. Ciężko go jakkolwiek przypisać. Dlatego lubię wracać do starych produkcji bo one mają coś w sobie. Widać w nich talent obsady. Podobnie jak w muzyce. Kiedyś muzycy nie potrzebowali urządzeń poprawiających głos. Śpiewali na żywo i chwytali za serce. Podobnie jest z filmami.
UsuńFacet z wiekiem staje się przystojny. Nie chcę tu nikogo obrażać, ale widać jak bardzo w ostatnich czasach zmienił się wizerunek mężczyzny.
Wizerunek mężczyzny zmienił się zdecydowanie, aczkolwiek jeśli jest to wizerunek Jasona Momoa, lub Travisa Fimmela (Ragnar, Wikingowie)to ja nie mam nic przeciwko takim zmianom :)
UsuńFacet z wiekiem staje się przystojny......często- wśród aktorów - tak, ale nie zawsze. Z nutką nostalgii wspominam Johnny'ego Deppa w "Co gryzie Gilberta Grape" , czy Antonio Banderasa w Desperado .
Jedynie Keanu Reeves choć już nie tak piękny jak wcześniej, ....forever in my heart :-D