Coraz łatwiej jest mi zrozumieć ludzi nie do końca biorących na poważnie anime. Od lat staram się wszystkim, którzy pragną tego słuchać wyjaśniać, że ten rodzaj kinomatografii jest w stanie oddać te same emocje, co aktorskie kino wojenne, a nawet jeszcze większe. Animacja to tylko forma potrafiąca w odpowiednich rękach być ukształtowana tak by wzbudzić w widzach najgłębiej drzemiące uczucia. Niestety wtedy przychodzi „Plunderer” i wszystkie moje przekonania oraz słowa idą się bujać. Zanim jednak wszystko wyjaśnię, krótki opis fabuły.
Mamy świat, w którym rządzą liczby. Każdy człowiek tuż po narodzinach otrzymuje „licznik” potrafiący przedstawić dosłownie wszystko. Ilość zrobionych kilometrów, ilość osób, które pochwaliły twoją kuchnię lub ilość osób, które się zabiło. Problem jest, gdy zaczyna on spadać i ostatecznie pokazuje 0. Wtedy otwiera się Otchłań by wciągnąć takiego pechowca swymi obślizgłymi mackami. O czym przekonuje się Hina obserwująca jeszcze, jako dziecko jak jej matka znika raz na zawsze. Jej ostatnim życzeniem jest by dziewczyna odnalazła owianego legendą Czerwonego Barona, bohatera wojny, która na zawsze odmieniła oblicze ludzkości.
Zacznijmy od plusów. Mamy tu do czynienia z bardzo ciekawą fabularnie historią, która po rozwinięciu okazuje się jeszcze lepsza. Pełno tu wątków pobocznych, ciekawych postaci nawet tych bardziej drugoplanowych, które z czasem zaczynają okazywać się bardzo znaczące. Najbardziej lubię chyba Jaila Murdocha, o ile to się tak odmienia. Zawsze wiernego swoim ideałom porucznika w wojsku Alcjii. Wydaje mi się on najbardziej ogarniętą postacią i najbardziej poważną. Zwłaszcza, gdy weźmiemy na warsztat innych bohaterów.
Świetny też jest wymieniony przeze mnie wyżej system „liczników” oraz ballotów, rzeczy pozwalających zwiększyć umiejętności użytkownika. Sumujących się z oryginalnym licznikiem. Byłoby to rewelacyjne przy tworzeniu gier, jako nieoczywisty system awansu. Dużo ciekawszy niż staromodne levelowanie. Widać tu jednak inspirowanie się innymi, anime. Wiedzę dużo podobieństw do chociażby „Fullmetal Alchemist” za najlepszy przykład to tworzenie przez Jaila Murdocha broni „z niczego” czy też głównodowodzący z umiejętnościami podpalania. Sam motyw bohatera owianego złą sławą oraz jego ukrywającej się drużyny wydaje się żywcem wyciągnięty z „The Seven Deadly Sins”. Mało anime jeszcze widziałem, ale pewnie do wielu innych produkcji również jest podobne. Trochę zbyt mocne inspiracje jak dla mnie.
Jedyną chyba wadą całego projektu jest to, do kogo jest ono skierowane. Podgatunek ten nazywa się Ecchi, z którego pojęciem zaznajomiłem się na rzecz dzisiejszej recenzji. To dzieło bardziej dla mężczyzn o mocnych podtekstach erotycznych bardzo często pokazujące kobiety w bieliźnie albo nagie bez pokazywania detali anatomicznych. No wiecie dużo macania i kobiety z tak wybujałym biustem, że już one same mogłyby robić za broń. Jeden cios i leżysz. Uwierzcie mi, że gdy oglądałem to anime w autobusie tylko obserwowałem czy nikt nie patrzy w moja stronę, bo zaraz sobie pomyślą że w miejscu publicznym oglądam treści dla dorosłych.
Obserwując całą fabułę to wyżej wspomniany element nic do niej nie wnosi. Nie przyspiesza jej ani nie spowalnia. Jest po prostu zapychaczem, który ma sprawić żeby dla mężczyzn cała historia była przyjemniejsza dla oka. Nigdy nie byłem fanem erotyków. Zawsze w książkach i filmach szukałem czegoś więcej. Jakiegoś drugiego dna, czy też przesłania. Już wiem, czego mam omijać przy następnych poszukiwanych przeze mnie produkcjach. Człowiek całe życie się uczy, a ja już wiem to nie dla mnie.
„Plunderer” nie jest może złym serialem. Jak do tej pory ma 24 odcinki zamykające pierwszy „sezon”, co mi się bardzo spodobało. Fabularnie też jest ciekawe zwłaszcza, gdy odkrywamy, jakimi prawami ten świat jest zarządzany i przez kogo. Daje to ogromne możliwości na przyszłość. Mamy tu ukazaną niesamowitą odwagę, poświecenie dla dobra innych oraz oddanie sprawie, która niestety nie wiadomo czy dobrze się skończy. Dla mnie jednak to koniec. Jak na razie. Nie czekam z zapartym tchem na kontynuację. Wezmę na warsztat inne ciekawsze historie. Pewnie powiecie, że to trochę małostkowe ale już wolę oglądać dziesiątki filerów niż sceny w których wyznaniem miłości okazuje się pokazanie biustu. To anime poznałem dzięki Tik Tokowi, które jest ogromnym źródłem inspiracji. Krótkie filmiki tam umieszczane potrafią zachęcić do obejrzenia czegoś, ale niestety mówią bardzo niewiele o całości. Jak dla mnie to chyba 3/5.
Inne tytuły: プランダラ, Purandara
8 września 2023
Ukryj widgety
Pokaż widgety
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz