Nigdy nie byłem wielbicielem animacji dla dorosłych pokroju “Rick i Morty” czy też “Miasteczko South Park”. Może za dzieciaka się nimi w jakimś stopniu jarałem głównie z powodu przekleństw i pokazywanych tam rzeczy zakazanych dla umysłu młodego dziecka. Jednak już jak dorosłem wolałem produkcje w nieco innym klimacie. Dlatego też zaskoczyło mnie zainteresowanie z mojej strony produkcją “Hazbin Hotel”, która notorycznie zaczęła pojawiać się na moim Tiktoku. Gdy kilka dni temu odkryłem, że można ją w pełni obejrzeć na Amazon Prime pomyślałem, że co mam do stracenia. To tylko 8 odcinków, które bardzo miło mnie zaskoczyły.
Charlie Morningstar to córka Lucyfera i Lilith, następczyni piekielnego tronu i osoba o dość łagodnym usposobieniu, czasami naiwna widząca w każdym coś dobrego. Co najzabawniejsze otoczona samymi demonami. Ma ona jednak marzenie. Pragnie powstrzymać coroczną rzeź mającą na celu zdziesiątkowanie mieszkańców piekielnych otchłani, których oprawcami są co ciekawe anioły. W tym celu otwiera hotel w którym będzie resocjalizowała zbłąkane duszyczki. Nie jest to łatwe zadanie, zwłaszcza że prawie każdy postawił na niej krzyżyk, a jedyny sprzymierzeniec ma iście diabelski plan. Tutaj powinien być teraz mroczny śmiech. Możecie go sobie wyobrazić.
Dobrymi chęciami to jest piekło wybrukowane. To są słowa, które pierwsze przyszły mi do głowy po obejrzeniu tego serialu. Pasują tu idealnie, bo nie wystarczy, że w sposób znakomity opisują fabułę, a raczej zapędy Charlie do niesienia pomocy innym to opisują całą tę produkcję. Główna bohaterka jest trochę jak akwizytor, który zawsze z uśmiechem reklamuje Wam nieprzypalające garnki za kilka tysięcy. Irytuje tym przy okazji na maksa, ale widząc ten uśmiech boicie się odmówić, bo taki sam widzieliście w horrorze oglądanym zeszłej nocy. Ją jednak naprawdę da się lubić, bo robi to z czystej nieprzymuszonej woli, ale zabawa w zbawiciela nigdy nie kończy się dobrze.
Reszta bohaterów to takie małe pomieszanie z poplątaniem, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Po raz kolejny demony oraz sam Lucyfer nie są pokazane jak postacie złe, no wiecie takie z mrokiem w sobie. Każdy kogo tu poznamy to na serio zbłądzona dusza, który wybrała nie tę drogę i teraz pluje sobie w brodę, bo jest za późno na zmiany. Najlepszym przykładem jest Angel Dust, gwiazdor filmów dla dorosłych który jest tutaj ofiarą swojego stręczyciela, zmuszany do pewnych rzeczy czujący jednak obrzydzenie do samego siebie i próbujący zrobić wszystko, żeby innych to nie spotkało nawet dokładając sobie cierpień. Szkoda mi go było momentami. Prawdziwe zło ma skrzydła i aureolę.
Kolejna mocna strona to dosłownie musicalowy sznyt. Tu jest momentami więcej śpiewania niż dialogów. Zadaniem każdej piosenki jest jednak postawienie na duchu albo przekazanie jakiejś życiowej mądrości, momentami zbliżenie do siebie dwóch postaci, żeby nie musieli z sobą rozmawiać nie wiadomo, ile. Szacunek jednak dla twórców, bo można je porównać spokojnie do tych pojawiających się w Disneyowskich produkcjach. Uważajcie jednak, bo jeżeli za śpiewanie w autobusie “Mam tę moc” mogą na was tylko dziwnie spojrzeć to za te utwory mogą was wyrzucić. Słownictwo jest ostre i to bardzo, ale moim zdaniem odpowiednio dopasowane, żeby tylko mocniej podkreślić pewne emocje, a nie używać wulgaryzmów jak znaków interpunkcyjnych.
Animacja ta bardzo przypomina mi twory Genndy’ego Tartakovsky’ego. Wiem, że to niemała pochwała. Zwłaszcza że przez wiele lat to jego animacje dominowały na ekranach i przyciągały do odbiorników miliony widzów. Z takich ciekawostek to mogę powiedzieć, że odcinek pilotowy “Hazbin Hotel” pojawił się na YouTubie dobre cztery lata temu i dopiero teraz doczekaliśmy się całej historii. Słowa te jednak są trochę na wyrost, bo czuję niedosyt fabularny. Odcinki są krótkie i nie mamy szansy poznać dobrze każdej z postaci, a widać po nich, że przy ognisku każdy miałby wiele do opowiedzenia. Liczę na to, iż następny sezon pozwoli im się lepiej zaprezentować. To chyba jedyna wada, ale dość znaczna. Dzieje się tu dość dużo, ale dostajemy za mało.
“Hazbin Hotel” to dobry serial na zimowy wieczór o ile lubicie musicale oczywiście. Dobrze skrojony z bardzo wyrazistymi postaciami oraz soczystym językiem, okraszony dodatkowo masą emocji i to nie tylko tych negatywnych pokazujący cenę prawdziwej przyjaźni. Na pewno nie nadaje się on dla młodych widzów chociaż w dobie dzisiejszego Internetu na pewno już wielu osób spoza grupy odbiorców go widziało czego nie popieram oczywiście. Liczę jednak na to, że nigdy nikt nie weźmie sobie za cel złagodzenia go, bo to wszystko by zepsuło. Osobiście czekam na więcej. A kolejny do obejrzenia będzie Helluva Boss, będący spin-offem tego serialu. Zanim jednak za niego sięgnę pora na ocenę. Mogę dać szczere i zadłużone 5-/5.
11 lutego 2024
Ukryj widgety
Pokaż widgety
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz