“Pogromcy duchów: Imperium lodu” jest sequelem koło, którego chodziłem z niemałym lękiem. Już w zeszłym roku można go było obejrzeć na MAXie, ale dopiero teraz miałem odwagę po niego sięgnąć. Nie dlatego, że mnie nie ciekawił. Ogromnie byłem zaintrygowany dalszymi losami rodzinki, ale wiem, jak to bywa z kontynuacjami. Jak pisałem w poprzedniej recenzji bardzo mocno twórcy zagrali na nostalgii, nie można jednak ciągle żerować na tym samym. Trzeba zabłysnąć i wykazać się inwencją twórczą. Po części to się udało, ale jak zawsze chciano pokazać zbyt dużo, a dziury fabularne, aż za bardzo rzucają się w oczy, ale o tym napiszę w akapicie ze spoilerami, bo trzeba pewne rzeczy wymienić z imienia.
Rodzina Spenglerów przenosi się do starej remizy strażackiej będącej oryginalną siedzibą Pogromców Duchów, w której znajduje się też magazyn, w którym od 40 lat przetrzymywane są złapane zjawy. Widać, że ktoś dobrze wykonał swoją robotę. Na szczęście stara ekipa nie próżnuje. Nawet oni wiedzą, że trzeba się rozwijać i wykorzystywać nowe możliwości. Zwłaszcza że na horyzoncie pojawia się tajemniczy artefakt dosłownie buzujący paranormalną energią. Nie wróży to nic dobrego. Ostatnim razem podobnie naładowany był obraz i mało brakowało, a skończyłoby się apokalipsą. Jak będzie tym razem?
Może nie pierwsze minuty, ale kwadrans mi wystarczył żebym wiedział w którym kierunku idzie cała produkcja. Pomysł naprawdę nie jest zły. Czas ruszyć do przodu nawet pułapka na duchy dostała skrzydeł, a raczej śmigieł i stała się dronem. Co jednak z resztą sprzętu? Nie widzę żadnej ewolucji. Nowatorskiego pomysłu, który przeniósłby całość w XXI wiek. Nawet gdy w drugiej połowie dostają odświeżone wersje swoich miotaczy to tylko możemy się dowiedzieć, że je podkręcono, sam design został bez zmian. Czyżby się obawiali, że zbyt wielkie ingerencje w wygląd zniechęcą widzów? Tak samo stary karawan, auto niezłe, ale może przydałoby się go wymienić na coś bardziej niezawodnego. Jakieś auto z napędem na cztery koła albo chociaż furgonetka. Świetnie się sprawdziła w “Drużynie A” oraz “Brygadzie Detektywów”.
Teraz pora na bohaterów. Tutaj leży główna bolączka. Jest ich za dużo. Prócz czteroosobowej rodziny, mamy drugie tyle osób ze starej ekipy, do tego dzieciak od podcastów, pracownik biblioteki, jeszcze koleś sprzedający pamiątki po swojej babci i żebym nie zapomniał pracownicy Instytutu. Niektórzy nie dostają nawet tych przysłowiowych pięciu minut. Dwie godziny to za mało na tyle wątków, zwłaszcza niepotrzebnych. Za takie uważam chociażby polowanie Trevora (ciągle powtarza, że jest dorosły) na Slimera wyciągniętego żywcem z oryginalnych części jak i również zamianę Phoebe w ducha, jakbym oglądał Casperka z 1995 roku. W obu przypadkach nic one nie wnoszą do samej historii, a zabierają tak cenne minuty.
Podobnie źle o ile nie gorzej jest z antagonistą, a raczej tym jak zostanie pokonany. Trochę jak Voldemort. Niby budzący lęk i trwogę, wystarcza jednak grupa nastolatków, żeby wszystkie jego plany o władzy nad światem spełzły na niczym. Tu potrzeba nawet mniej, wystarczy stara mosiężna rura i jedna zapałka. Śmiech na sali. Z wyglądu jest jeszcze gorzej. Nieślubne dziecko Nazgula i Surtura. Tylko w wersji bardziej przezroczystej. Niski budżet i krótki czas antenowy. Bardziej nie mogli tego sknocić moim zdaniem. Zatęskniłem nawet za Vigo. Czas może jednak wspomnieć o dobrych stronach tego filmu. Tych kilka znajdziemy.
Jak już wcześniej wspominałem mają dobre pomysły. Instytut daje ogromne możliwości tak samo jak i biblioteka. Trochę jak z filmów o Agencie 007 nowe wynalazki, możliwości oraz ogromne źródło wiedzy. Nie musieliby ograniczać się tylko do starego sprzętu i duchów spod łóżka. Nawet jakaś miniaturyzacja, która niby byłaby przesadzona, ale dawałaby powiew świeżości. Zaczęli też wchodzić w interakcję z duchami, bardzo dobry pomysł i mam nadzieję, że go wykorzystają w przyszłych produkcjach. Muszą tylko pamiętać, żeby dobrze to wplątać w fabułę. Wszystko musi mieć sens, początek i koniec, a z tym niestety jest ciężko i to w wielu momentach. Widać ogromne niedociągnięcia których humor nie dał rady przykryć.
Z jednej rzeczy jestem zadowolony. Nie wydałem kasy w kinie. Bawiłem się dobrze, ale to produkcja taka do domowego zacisza. Jeszcze dziesięć lat temu, a wylądowałaby na DVD w jakimś kobiecym tygodniku. Czy jest dobra? Ciężko mi to określić jako wielbicielowi tego uniwersum. Mnie zawsze będzie ciągnęło i do kolejnych odsłon, ale widziałbym to bardziej w wersji serialowej. Pozwoliłoby to każdemu rozwinąć skrzydła, a przy okazji pokazać trochę więcej duchów. Jak na film o tych istotach jest ich jak na lekarstwo. To mi przypomina problem “Fantastycznych zwierząt”. Im dalej w historię tym mniej całość pasuje do tytułu. Tutaj widzę to samo i to strasznie boli. Oceny w Internecie też nie są zbyt dobra. Nawet “Dziedzictwo” klasuje się trochę wyżej. Nic jednak nie poradzimy. Niektóre serie filmów kochamy mimo wszystko. Tak jest i tutaj, dlatego oceniam go na 3+/5.
23 marca 2025
Ukryj widgety
Pokaż widgety
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz